To historia François (Bernard Campan), nieatrakcyjnego urzędnika, który składa zaskakującą propozycję pięknej włoskiej prostytutce imieniem Daniela (Monica Bellucci). Ponieważ wygrał w lotto ponad 4 mln euro, proponuje jej 100 tys. za każdy miesiąc, jaki ona z nim spędzi. Sprytna dziewoja siedzącą w zachęcającej pozie w oknie baru na paryskim Pigalaku oczywiście się na to godzi, lecz wkrótce w niby tak klarownym układzie coś zaczyna się psuć.
Okazuje się, że on jest chory na serce i krańcowo niepewny siebie. Ją zaskakuje jego czułość i szacunek, z jakim się do niej odnosi. Co do pieniędzy to gotowa jest przyznać, że w gruncie rzeczy robi w tej branży dla przyjemności...
Reżyser Bertrand Blier tłumaczy, że "Za ile mnie pokochasz?" to film o pożądaniu. Blier jest u nas znany dość słabo (w 1978 r. za "Przygotujcie swoje chusteczki" dostał Oscara), ale Francuzi mają go za mistrza "melanżu komedii, fantazji seksualnych, czułości i emocji".
Jego rewir to kpina z samczej skłonności do poligamii i kobiecej interesowności podszyta figlarnym zdziwieniem, że w tym wszystkim jest jeszcze miejsce na uczucia. Twórczość Bliera jest jednym z dowodów na to, że Francuzi obnoszą się ze swym libido. Co więcej, traktują je jako znak firmowy. U nas to nie do pomyślenia. To pewnie kwestia wychowania, innych lektur i obyczajów. U nas nikt nie marzy publicznie o prostytutce (pomijając, że nikt nie umie pisać ról dla kobiet).
Oglądając "Za ile mnie pokochasz?", czułem zresztą, że nasza publika nie bardzo wie, jak się do tego odnieść (bo to nie jest żadna romantyczna komedia!). Czy się śmiać? Czy też brać to trochę serio? Poza tym nie jesteśmy przyzwyczajeni, by przez półtorej godziny zajmować się w kinie kobiecą potrzebą bycia adorowaną. A Blier tak wypreparował swój sztuczny filmowy świat (ani na moment nie opuszczamy dekoracji w studio), że nic nie odciąga nas od głównego tematu. Aż chwilami staje się to monotonne. Sam obsadził się zresztą w znaczącym epizodzie - przemyka przez ekran jako klient burdelu. Role epizodyczne napisał na modłę francuskiej farsy obyczajowej: oto Charly (Gérard Depardieu), gangster, którego zżera zazdrość o Danielę, oto przyjaciel François (Jean-Pierre Darroussin), który chce mu wyperswadować Danielę, by samemu się na nią rzucić, oto sąsiadka François (Farida Rahouadj), która najpierw kpi z udawanych orgazmów Danieli, ale sama zaraz gotowa jest zastąpić ją w pościeli itd., itp.
Wydźwięk "Za ile mnie pokochasz?" byłby pewnie słabszy, gdyby Blier nie obsadził Bellucci. I nie chodzi tu bynajmniej o jej aktorstwo. Wystarczy jej zmysłowa twarz i bujna cielesność, no i to, że zachowuje się w sposób naturalny (u niej naturalność to także szczypta tajemnicy). Kamera kocha ją bezgranicznie. Blier mówi o Bellucci: "To jest kobieta, która jest dumna z tego, że jest kobietą, która nie wstydzi się, że ma piersi, która nie wstydzi się, że budzi pożądanie...". Jeden z biurowych kumpli François (Edouard Baer) płacze na widok jej wdzięków.
Czy to rzeczywiście tak działa? Jeśli ktoś nie wierzy, niech spojrzy na fragment, w którym Daniela mówi, że jest świadoma tego, iż mężczyźni za nią szaleją. - "Wystarczy, że się tak przeciągnę" - powiada. I pokazuje, jak się przeciąga.
"Za ile mnie pokochasz?" ("Combien tu m'aimes?"), reż. Bertrand Blier, Francja 2005