Naukowcy nie dają za wygraną

Naukowcy ponownie apelują do rządu o nielikwidowanie od przyszłego roku 50-proc. odpisu kosztów uzyskania przychodu

Koszty to, najogólniej rzecz biorąc, wydatki, jakie musimy ponieść, żeby zarobić jakieś pieniądze, np. to, co wydajemy na dojazd do pracy. Odlicza się je od przychodu, nie podlegają więc opodatkowaniu. Im są wyższe, tym niższy podatek.

Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych wyróżnia kilka kategorii kosztów. Twórcy do tej pory od przychodów uzyskanych w ramach tzw. praw autorskich mieli prawo odliczyć 50 proc. Jeśli zatem taki przychód wyniósł np. 100 zł, to koszty wynosiły 50 zł i od tej sumy nie trzeba było płacić podatku.

Ministerstwo Finansów chce, żeby od 2007 r. twórcy rozliczali się z fiskusem tak jak inni pracownicy zatrudnieni na etatach. Z propozycją takiej zmiany wystąpiła w marcu wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska. Tłumaczyła, że utrzymywanie 50-proc. kosztów jest nieuzasadnionym przywilejem. Innego zdania są pracownicy nauki. Twierdzą, że w wyniku tej decyzji stracą od przyszłego roku średnio jedną miesięczną pensję.

Na początku kwietnia Komitet na rzecz Rozwoju Nauk w Polsce złożył na ręce premiera petycję, w której prosił o utrzymanie 50-proc. odpisu. 9 maja premier odpowiedział, że rząd nie zamierza dyskryminować naukowców, lecz wyłącznie ujednolicić system podatkowy. Naukowcy nie złożyli jednak broni. Przeciwnie, są coraz bardziej zdeterminowani i zastanawiają się nad różnymi formami protestu. 31 maja wspomniany Komitet wystosował ponowną prośbę do premiera, a także list do wicepremier Gilowskiej. - Na razie pani Gilowskiej udało się w tej sprawie jedno - zjednoczyła środowisko naukowe - mówił wczoraj w Warszawie prof. Edmund Wnuk-Lipiński, jeden z sygnatariuszy petycji. - Występujemy przede wszystkim w imieniu najmłodszych badaczy - tłumaczył Wnuk-Lipiński. - Profesorowie jakoś sobie poradzą, ale utrata jednej pensji rocznie dla młodego doktoranta będzie naprawdę dotkliwa - dodał.

W odczuciu środowiska nowy przepis oznaczałby, że IV Rzeczpospolita nie chce popierać badań naukowych. - Politycy nadal traktują naukowców jako grupę roszczeniową, a nie jak cenny zasób całego społeczeństwa - twierdzi Wnuk-Lipiński. - Nie chcę być złym prorokiem, ale jeśli ten plan wejdzie w życie, to za 10-15 lat historii Polski będą nas uczyć nauczyciele akademiccy z Ukrainy i Białorusi - ostrzega profesor.

Kwestią 50-proc. odpisu ma się dziś zająć rząd.