Lekarze na Śląsku nie dają się zastraszyć

Wojewoda śląski zawiadomił prokuraturę o siedmiu nielegalnych strajkach. Lekarze nie zrażają się i rozszerzają protest.

Wojewoda Tomasz Pietrzykowski od tygodnia zbierał informacje od dyrektorów szpitali o legalności strajków, bo takie polecenie otrzymał od szefa MSWiA Ludwika Dorna. Zdaniem władz strajk można uznać za nielegalny, jeśli referendum strajkowe przeprowadzono tylko wśród lekarzy, z pominięciem innych pracowników szpitala.

Jak się dowiedzieliśmy, polecenie ministra Dorna realizowano w szpitalach bardzo skrupulatnie. W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach, gdzie w referendum głosy oddali członkowie wszystkich związków zawodowych, dyrekcja zastanawiała się nawet, czy strajku nie da się uznać za nielegalny, bo nie wiadomo, czy szef zakładowej "Solidarności" był legalnie powołany. Ostatecznie zrezygnowała.

W siedmiu innych szpitalach powód jednak się znalazł. W sprawie strajku głosowali tam tylko lekarze. Chodzi o szpitale w Świętochłowicach, Jaworznie, Bystrej, Pyskowicach i trzy szpitale w Sosnowcu. Zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa trafiły do Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. - Nie ma w nich nazwisk organizatorów protestu - zaznacza Marta Malik, rzeczniczka wojewody śląskiego.

- Próbują nas zastraszyć, ale się nie damy - ocenia dr Andrzej Spisak, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Śląsku i szef strajku w szpitalu w Jaworznie. Opowiada, jak codziennie spiera się ze dyrektorem na spotkaniach z lekarzami. - Dyrektor straszy, że strajk jest nielegalny i że jak dalej potrwa, szpital padnie. Potem ja odkręcam, co nagadał. Przedwczoraj powiedziałem: kto jest za strajkiem, niech wyjdzie. No i dyrektor został sam! - opowiada.

- Według naszych prawników wszystkie strajki są legalne. Cieszymy się, że ten spór rozstrzygnie sąd - dodaje dr Maciej Niwiński, szef OZZL na Śląsku. OZZL powołuje się na ekspertyzy, że referendum wśród samych lekarzy wystarczy.

Wydaje się, że straszenie prokuraturą tylko podgrzewa atmosferę. Dziś do strajku przystępuje 850-łóżkowe Górnośląskie Centrum Medyczne w Katowicach. To jeden z największych specjalistycznych ośrodków w regionie. Mieści kilkanaście klinik i oddziałów, w tym cztery kliniki kardiologiczne i dwie kardiochirurgiczne. - Ograniczamy planowe przyjęcia i zamykamy poradnie. Zajmiemy się wszystkimi pacjentami, u których wystąpi zagrożenie życia lub zdrowia. Innych, także chorych na serce, będziemy odsyłać. Nie może być tak, że ogłaszamy strajk, a potem normalnie pracujemy - mówi dr Eugeniusz Piłat, szef OZZL w Centrum.

W klinikach kardiolodzy i kardiochirurdzy będą jednak pracować jak co dzień.

- Mamy tak małe kontrakty, że praktycznie i tak leczymy tylko chorych w stanach zagrożenia. Nie wyobrażam sobie, byśmy mogli kogoś odesłać. Dotyczy to też porad, bo w ich trakcie kwalifikujemy chorych do pilnych operacji - tłumaczy prof. Andrzej Bochenek, kierownik I Kliniki Kardiochirurgii w GCM.

W 22 poradniach przy Centrum przyjmuje się codziennie ok. 550 pacjentów. - Wielu z tych, którzy mieli termin na czwartek, dzwoniło w środę, by pytać o strajk. Ci, którzy nie wiedzą i przyjdą np. z bólem, zostaną przebadani w izbach przyjęć. Tam obsada na czas strajku została podwojona.