Oczywiście nie jest to reggae, które 30 lat temu odnosiło sukcesy na listach przebojów za sprawą Boba Marleya. Nie jest to też reggae, które zdobyło popularność w Polsce na początku lat 80. Czasy się zmieniły i muzyka też. Reggae i związane z nią rozmaite jamajskie style na swój sposób zainfekowały różne gatunki współczesnej muzyki rozrywkowej. Wiele zawdzięcza im zarówno współczesna muzyka taneczna, jak i hip-hop. Teraz te inspiracje często przybierają odwrotny kierunek. Listy przebojów atakują utwory reggae wyraźnie wzbogacone o elementy muzyki tanecznej czy hiphopowej. Ale i reggae jako zupełnie samodzielny gatunek ma się całkiem nieźle. I znajduje słuchaczy po obu stronach Atlantyku. Choćby w postaci nowych albumów Amerykanina Matisyahu i Niemca ukrywającego się pod pseudonimem Gentleman.
Gentleman (naprawdę nazywa się Tilmann Otto) to już na europejskiej scenie reggae postać znacząca. Ma na koncie kilka płyt, współpracował na Jamajce z tamtejszymi artystami, dobrze czuje się zarówno wśród wykonawców hiphopowych, jak i uprawiających ostrzejszą wersję reggae - dancehall. Jego nowy album, wydany kilka dni temu "Confidence", to jednak hołd złożony klasycznemu reggae. W bezpretensjonalny sposób łączy jamajską rytmikę z nowoczesną produkcją. Nie stroni przy tym od przebojowych melodii - takie utwory jak "Send A Prayer" czy "Superior" mogą spokojnie stać się wakacyjnymi przebojami, nie rażąc przy tym zbytnio ucha bardziej ortodoksyjnych słuchaczy. Zresztą Gentleman umiejętnie i z wyczuciem stylu porusza się po różnych odmianach reggae: w "New Day" jest ekspresyjny niczym jakiś dancehallowy MC, a za chwilę zwalnia tempo i w "Be Yourself" serwuje bardzo klasyczne, niemal oldskulowe reggae, jakiego nie powstydziliby się artyści, nagrywający trzy dekady temu.
Sięgania do tradycji i łączenia jej ze świetnymi melodiami nie boi się też Matisyahu (to też pseudonim, w rzeczywistości nazywa się Matthew Paul Miller). Jego wydany kilka tygodni temu album "Youth" przynosi imponującą mieszankę tradycyjnego roots reggae, nowoczesnych jamajskich stylów, popowych melodii i brzmień znanych z muzyki rockowej. Piosenki w rodzaju "Youth", "Time Of Your Song" czy "Jerusalem" to wymarzone kandydatki na radiowe przeboje. Przy okazji Matisyahu bawi się też historią muzyki reggae - i to tej mniej ortodoksyjnej. Cytuje w swoich piosenkach fragmenty dawnych przebojów artystów, którzy podobnie jak on czerpali z jamajskiej stylistyki - "Message In A Bottle" The Police oraz "Break My Stride" Matthew Wildera.
Przy całym tym jamajskim sztafażu Matisyahu nie przestaje być ortodoksyjnym Żydem. Brodaty, ubrany zawsze jak na porządnego chasyda przystało, na scenie zawsze pojawia się w kipie. O ile to nie szabas, bo wtedy nie występuje. Jego religijność odbija się w tekstach, często traktujących o Bogu i kwestiach duchowych. Matisyahu śpiewa o nich chętnie, sięgając do typowo biblijnej retoryki. To akurat nic nadzwyczajnego - tak samo robili ortodoksyjni rastafarianie, którzy też szukali inspiracji w Biblii i wywodzili jamajską społeczność niewolników od zaginionego plemienia Izraela. W ten sposób żydowska ortodoksja i jamajska tradycja przenikają się w sposób bardziej naturalny, niż można by się spodziewać.
Co ciekawe, silnie religijne akcenty można znaleźć też i u Gentlemana, syna luterańskiego pastora. I równie często - także korzystając z biblijnej metaforyki - śpiewa o Bogu i potrzebie miłości.
{{ramka start}}
Być może to właśnie nie sam fakt powrotu popularności jamajskich rytmów, ale triumf treści religijnych i duchowych w tej muzyce jest najciekawszym zjawiskiem w twórczości nowej fali artystów reggae.
Youth
Matisyahu
JDub Records/Epic
Confidence
Gentleman
Four Music/Sony BMG
{{ramka stop}}