Niezwykle emocjonalne wystąpienie, jakie Verhofstad wygłosił w środę w Parlamencie Europejskim, mogło by stać się credo wszystkich zwolenników maksymalnego pogłębiania integracji europejskiej. Chyba żaden zachodnioeuropejski polityk sprawujący obecnie władzę nie głosi tak otwarcie konieczności utworzenia prawdziwej "federacji politycznej".
Jeśli taka federacja nie powstanie - ostrzegał Verhofstad - Unii grozi upadek spowodowany paraliżem decyzyjnym. - Nadszedł czas, żeby Europa dokonała zasadniczego wyboru. Albo konfederacja, albo federacja. W obecnym kształcie Unia nie ma już sił, by znaleźć odpowiedź na problemy jej obywateli. I dopóki nie wejdzie na drogę federacji, tej siły nie znajdzie - stwierdził Verhofstad, przedstawiając eurodeputowanym swoje idee, które ujawnił już w głośnej publikacji o "Stanach Zjednoczonych Europy".
Federacyjna wizja Europy Verhofstada idzie daleko: - Zasada jednomyślności przy podejmowaniu decyzji musi być albo zniesiona, albo istotnie ograniczona. Europa musi mieć wspólną politykę gospodarczą i społeczną, obronną oraz zagraniczną - uważa belgijski premier. Belg proponuje też, by w UE wprowadzić np. maksymalne i minimalne limity dla wszystkich stawek podatkowych (obecnie takie widełki obowiązują tylko w przypadku VAT).
Verhofstad nie ma wątpliwości, że miejscem narodzin Stanów Zjednoczonych Europy mogłaby być strefa euro. Bo to właśnie te państwa, w których w obiegu jest wspólna waluta, w tej chwili najbardziej potrzebują jednolitej polityki. - Jeśli euro nie zostanie wzmocnione wspólną polityką, to umrze! - ostrzega Verhofstadt. Przypomniał, że teraz, gdy państwa nie są zmuszane do prowadzenia tej samej polityki, brak reform gospodarczych w jednym kraju rodzi dramatyczne skutki we wszystkich pozostałych wbrew ich woli i staraniom.
Belg dał do zrozumienia, że jednym z etapów tworzenia unii politycznej jest przyjęcie europejskiej konstytucji, i wezwał państwa takie jak Polska, by wznowiły proces ratyfikacji traktatu. Przypomniał, że dwa lata temu wszystkie państwa członkowskie Unii zostawiły sobie furtkę (w tekście specjalnej deklaracji szefów rządów znanej jako Deklaracja nr 30), zgadzając się, że eurokonstytucja będzie mogła wejść w życie także wówczas, gdy ratyfikuje ją cztery piąte członków UE. A do tego celu brakuje zgody już tylko pięciu państw. - A na razie Unia jest w niemocy, w stanie zamieszania. I końca tego nie widać - gorzko konkludował Belg.
Środowe wystąpienie premiera wywołało burzę oklasków i pochwały szefów największych grup politycznych PE, ale reakcja wielu rządów na propozycję "federalnej Europy" jest lodowata.
Widać to na każdym kroku. Już nikt nie spodziewa się, że zbliżający się wiosenny szczyt Unii Europejski (15-16 czerwca) przyniesie jakikolwiek przełom. "Gazeta" dotarła do projektu oficjalnych konkluzji tego spotkania - przygotowanych przez rząd Austrii przewodzącej obecnie Unii. Wynika z niego, że Wiedeń po długich konsultacjach z pozostałymi stolicami zadowoli się programem absolutnego minimum. Konkretne efekty szczytu UE da się policzyć na palcach jednej ręki, zaś jego najbardziej "odważną" decyzją będzie zapewne upublicznienie obrad Rady Unii Europejskiej, które obecnie są zazwyczaj utajniane.