Jak podaje "Washington Post", władze Iranu coraz chętniej mówią o rozpoczęciu dwustronnych negocjacji z Amerykanami. Oba kraje nie mają ze sobą stosunków dyplomatycznych od czasu przejęcia władzy w Iranie przez islamskich fundamentalistów i ataku na ambasadę USA w Teheranie w 1979 roku.
- Jeszcze dwa miesiące temu nikt by nie przypuszczał, że ajatollah Chamenei i prezydent Ahmadineżad będą wyciągali rękę do Amerykanów - mówi były irański dyplomata, dziś niezależny analityk Said Laylaz. - To zmiana strategii. Irańczycy widzą, że sytuacja międzynarodowa staje się dla nich groźna.
Najpierw Irańczycy zgodzili się na propozycje Amerykanów, by przedyskutować sprawę sytuacji w Iraku. Potem prezydent Mahmud Ahmadineżad wywołał światową sensację, wysyłając list do prezydenta George'a Busha. Szybko okazało się, że w liście są tylko pouczenia i religijne tyrady, nie ma zaś żadnych propozycji prawdziwych negocjacji. Ahmadineżad nie poruszył też sprawy najważniejszej, czyli irańskiego programu nuklearnego.
W pierwszej chwili amerykańscy politycy twierdzili, że nie ma na co odpowiadać. Jednak, jak podaje "Post", po fali komentarzy prasowych, że takiej okazji nie można przepuścić i pod naciskiem zajmujących się Iranem ekspertów w Departamencie Stanu i CIA, Biały Dom rozważa, czy jednak nie odpisać Ahmadineżadowi.
Biały Dom odpowiada jednak, że negocjacje nie mają sensu, gdyż Iran i tak z góry odrzuca jakiekolwiek ustępstwa w sprawie programu nuklearnego. Takie stanowisko zajął po raz kolejny choćby wczoraj, przed spotkaniem dyplomatów USA, Wlk. Brytanii, Francji, Niemiec, Chin i Rosji w Londynie. Na spotkaniu miano ustalić listę "zachęt" skierowanych do Iranu. Ale Teheran odrzucił ją, zanim jeszcze powstała.