Stojąc u boku niemieckiego prezydenta Horsta Köhlera, wymienił dwie sprawy, "w których mamy odmienne zdanie z Niemcami": budowę Centrum przeciw Wypędzeniom i umowę w sprawie gazociągu północnego przez Bałtyk omijającego Polskę. - Mam nadzieję, że znajdzie się szczęśliwe rozwiązanie, które służyłoby poprawie wzajemnych stosunków - dodał.
Prezydenci "szczęśliwego rozwiązania" nie znaleźli. Eksperci przyznają, że już sam fakt, iż przy okazji ceremonialnej wizyty głowy niemieckiego państwa rozmawiali o kościach niezgody, świadczy o świadomości uciążliwości tego stanu rzeczy. Sąsiedzi i kraje, zamiast współpracować w Unii, żyją w swoistym historycznym letargu.
Kaczyński mówił wczoraj, że "polscy niemcoznawcy będą dalej prowadzili rozmowy w sprawie Centrum", a Köhler zapewniał, że "znajdzie się konstruktywne rozwiązanie" obu problemów. Za optymistycznymi słowami i wzajemnymi uprzejmościami kryło się jednak napięcie.
Niemcy doskonale bowiem zdają sobie sprawę, że PiS jest - delikatnie mówiąc - partią nieufnie nastawioną do Berlina. Fakt, że do rządu weszła LPR, której członkowie nie kryją niechęci wobec Niemiec, nie poprawił sytuacji.
Z braku sukcesów w sprawach drażliwych Warszawa i Berlin postanowiły skupić się na rzeczach neutralnych, ale widocznych. I tak narodziła się polsko-niemiecka dyplomacja kulturalna i futbolowa.
Obaj prezydenci otworzyli wczoraj Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie. Wizyta niemieckiego prezydenta (zamykająca rok kultury niemieckiej w Polsce) jest początkiem całej serii wzajemnych odwiedzin. 14 czerwca prezydent Kaczyński jedzie do Dortmundu na piłkarski mecz Polska - Niemcy. Z kolei Köhler przyjeżdża z rewizytą na obchody Poznańskiego Czerwca. Obaj prezydenci spotkają się jeszcze na szczycie Trójkąta Weimarskiego w lipcu br.
Nie obyło się jednak bez drobnych zgrzytów. Dziennikarka niemieckiej telewizji ZDF zapytała Kaczyńskiego, czy powiedział Köhlerowi, dlaczego do polskiego rządu wszedł wicepremier z wyrokiem i polityk zrównujący homoseksualistów z pedofilami.
- Powiedziałem dwa, trzy słowa o organizacji rządu - przyznał prezydent. - Usłyszałem odpowiedź, że skład koalicji jest sprawą polską - tłumaczył, zaznaczając, że "demokracja przynosi różne niespodzianki".