Tzw. afera Clearstream nie przestaje wstrząsać sceną polityczną we Francji. Najpierw premier Dominique de Villepin, teraz sam prezydent Jacques Chirac są podejrzewani o to, że próbowali wykorzystać przeciwko swoim politycznym przeciwnikom - przede wszystkim Nicolasowi Sarkozy'emu - fałszywe informacje o rzekomych tajnych kontach bankowych, na których miały się znajdować pieniądze z łapówek.
Kolejną porcję wstrząsających informacji dostarczył wczoraj dziennik "Le Monde". Opublikował on kopie notatek sporządzonych przez generała Philippe'a Rondota z francuskiego wywiadu. To właśnie Rondot miał - na polecenie rządu - zbadać, czy faktycznie istniały jakieś tajne fundusze, rzekomo pochodzące z łapówek, za pomocą luksemburskiej spółki Clearstream (od której wzięła się nazwa afery).
Odrębne śledztwo przeprowadzone przez prokuraturę wykazało ponad wszelką wątpliwość, że oskarżenia były fałszywe. Żadnych tajnych kont nie było.
Teraz okazuje się jednak, że za rządowymi instrukcjami dla Rondota z 2004 r., by jednak fałszerstwo drążyć, mógł stać sam Chirac. Francuskie media piszą, że prawdziwym celem Rondota miało być zweryfikowanie, czy tych informacji nie dałoby się jakoś wykorzystać przeciwko Sarkozy'emu.
Prezydent stanowczo zaprzecza wszelkim oskarżeniom. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że w jednej z notatek Rondota - opublikowanych w "Le Monde" - pojawia się fragment stwierdzający: "Minister obrony Michele Alliot-Marie bardzo źle przyjęła decyzję prezydenta, że mam zajmować się tą operacją bez składnia jej raportów". Z kolei w innej notatce pojawia się takie zdanie: "PR [Prezydent Republiki] chce, żebym sprawą zajmował się tylko z D de V [Dominique de Villepinem] na jego poziomie". A w innym miejscu swoich notatek generał na pisał wprost: "Muszę chronić prezydenta!".
Pętla zaciska się także wokół osoby, która była pierwotnym, anonimowym autorem donosów o rzekomych tajnych kontach. Chirac i de Villepin tego nie wymyślili, a jedynie mogli próbować niezręcznie wykorzystać - by pogrążyć Sarkozy'ego. Coraz więcej faktów wskazuje na to, że mógł nim być Jean-Louis Gergorin, ekswiceprezes koncernu zbrojeniowego EADS i... przyjaciele de Villepina.