- Rząd nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Od początku kadencji nie uchwalono żadnej ustawy ułatwiającej życie przedsiębiorcom. Wręcz przeciwnie, mnoży bariery - alarmuje Adam Ambrozik z Konfederacji Pracodawców Polskich.
Janusz Christ od siedmiu lat prowadzi niewielką kwiaciarnię w centrum Katowic. Dostaje 600 zł renty, ze sprzedaży kwiatów po opłaceniu czynszu, światła, telefonu ma dodatkowo 200-300 zł.
Od 1 czerwca podobnie jak 200 tys. dorabiających do renty przedsiębiorców będzie musiał co miesiąc płacić pełną składkę ZUS: zamiast 170 zł, aż 717 zł. Przepis ten wprowadza uchwalona jednogłośnie przez parlament w lipcu 2005 r. nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach (było to jeszcze za rządów SLD).
- Jeśli nadal chciałbym sprzedawać kwiaty, dokładałbym do interesu. A za co kupić leki? Nie zostaje mi nic innego jak zamknąć firmę - rozpacza kwiaciarz.
"Gazeta" o sprawie rosnących składek pisała dwa miesiące temu. Posłowie przyznali, że się "pomylili". Zapowiadali zmianę przepisów.
W rzeczywistości posłowie, którzy tak się tłumaczyli, po raz kolejny nie wiedzieli, co uchwalają. W uzasadnieniu rządowego projektu ustawy, która była częścią planu Hausnera, czytamy m.in. "Celem nowelizacji będącej wynikiem postulatów zgłaszanych podczas debaty publicznej jest zrównanie pozycji rynkowej rencistów pracujących na umowę o pracę z rencistami prowadzącymi działalność pozarolniczą [czyli gospodarczą]. Brak jest uzasadnienia merytorycznego dla odmiennego traktowania tej grupy przedsiębiorców przez system ubezpieczeń społecznych, które w zależności od sytuacji może być uznane za preferencyjne lub dyskryminujące" Poza tym rząd - czego nie ukrywał- liczył na zwiększenie wpływów ZUS.
- Nie można zarabiających grosze rencistów karać tak wysokimi obciążeniami - mówił nam poseł PiS Tadeusz Cymański. Do dziś klub PiS nic jednak nie zrobił, aby zmienić prawo. Cymański nie jest już przekonany, że wszyscy renciści powinni płacić niższe składki.
- Może powinniśmy opracować kryterium dochodowe, by ci, którzy zarabiają po kilkaset złotych płacili niższy ZUS, a ci z dużymi dochodami, jeżdżący mercedesami odprowadzali normalne składki - zastanawia się Cymański.
Po artykule w "Gazecie" nowelizację przygotowali posłowie SLD. Jutro w komisji polityki społecznej odbędzie się jej pierwsze czytanie. Nowelizacja zakłada utrzymanie dla wszystkich niższych składek.
SLD tłumaczy, że renciści, prowadząc firmę, nie mogą dorobić się kokosów. Prawo jasno mówi, że jeśli przekroczą 70 proc. średniego wynagrodzenia (obecnie 1769 zł), to renta jest im obniżana. Przy dochodzie powyżej 130 proc. średniej pensji (3286) zł) tracą do niej uprawnienia.
Posłowie opozycji twierdzą, że PIS wycofuje się z obietnic, bo rząd potrzebuje pieniędzy. - Na wszystkie obiecane wydatki socjalne, choćby becikowe - oskarża Wojciech Olejniczak, przewodniczący SLD.
ZUS wyliczył, że wyższe składki przyniosą do końca br. 80,7 mln zł dochodu, a w przyszłym 140 mln. Pracodawcy wątpią w te kalkulacje. - Wyższe składki nie dość, że nie przyniosą wyższych dochodów, to jeszcze spowodują ich spadek. Przedsiębiorcy przejdą do szarej strefy - ripostuje Piotr Jaworski z Krajowej Izby Gospodarczej.
Czy posłowie ulżą rencistom? Nie wiadomo. Lech Czapla z Kancelarii Sejmu zapewnia, że jeżeli politycy dojdą do porozumienia, zmiana przepisów mogłaby nastąpić jeszcze przed 1 czerwca. Nowelizację można też uchwalić później, z mocą wsteczną. - Jest to możliwe, gdy przepisy są korzystne dla obywateli - mówi Czapla.
Wyższy ZUS to jednak niejedyna bariera, która w najbliższym czasie może dotknąć drobnych przedsiębiorców.
Ministerstwo Finansów chce również wyświadczyć niedźwiedzią przysługę osobom prowadzącym jednoosobowe firmy (tzw. samozatrudnienie). Jest ich obecnie w kraju 1,65 mln. O co chodzi?
Resort przygotowuje nową definicję działalności gospodarczej. Zdaniem Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" jest ona jednak dziurawa niczym ser szwajcarski i pełna nieścisłości. Przykład? Według projektu MF przedsiębiorca powinien jednocześnie "zmierzać do osiągania korzyści majątkowych" oraz "prowadzić działalność bez względu na jej cel". Obie "wytyczne" stoją więc w sprzeczności.
Projekt zawęża również liczbę osób prowadzących działalność. Za przedsiębiorcę nie będzie mógł się uważać ktoś, kto:
wykonuje swoją pracę pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez zleceniodawcę;
nie ponosi istotnych kosztów działalności, bo robi to zamiast niego zleceniodawca.
Zdaniem Lewiatana skreśla to z rejestru jednoosobowe firmy, które pracują jako podwykonawcy.
- Luki w definicji prędzej czy później doprowadzą do niepotrzebnych konfliktów między przedsiębiorcami i urzędami skarbowymi - przekonuje Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". - W pewnym momencie jakiś glazurnik usłyszy w urzędzie skarbowym, że w rzeczywistości sam się nie zatrudnia tylko jest u swojego zleceniodawcy na etacie. Skarbówka wlepi mu więc karę i każe zapłacić zaległe podatki.
Niemiłą niespodziankę Ministerstwo Finansów ma także dla 800 tys. przedsiębiorców, którzy dziś rozliczają się ryczałtem (600 tys. ) lub kartą podatkową (200 tys.). Ryczałtowcy to głównie handlowcy, kartowicze to rzemieślnicy. Karta i ryczałt są proste i nie wymagają od przedsiębiorcy znajomości skomplikowanych przepisów prawa podatkowego. Resort finansów tłumaczy, że ryczałtowcy to często wystawcy fałszywych faktur - "dawcy kosztów". Ale doradcy podatkowi (m.in. była wiceminister finansów Irena Ożóg) odpowiadają, że o ile w przypadku ryczałtowców rzeczywiście proceder ten jest bardzo rozpowszechniony, o tyle kartowiczów w ogóle nie dotyczy.
Zamiast ryczałtu bądź karty małe firmy będą musiały rozliczać się tzw. księgą przychodów i rozchodów, która dla drobnych firm jest czarną magią. Za jej prowadzenie zapłacą więc biurom rachunkowym.
Za prowadzenie księgi przychodów i rozchodów płaci się dziś od 50 do 200 zł miesięcznie. - Dla kogoś, kto zarabia 1-2 tys. zł jest to spory wydatek - twierdzą przedstawiciele Lewiatana.
- Ostatnio w parlamencie była dyskusja, jak ograniczyć pozapracowe koszty pracy. Wszystkie kluby były za. Kiedy jednak przyszło do wysłania postulatu do rządu, aby podjąć jakieś konkretne działania, klub PiS głosował przeciw. Jak tłumaczył, nie chce poganiać rządu - komentuje mocno rozgoryczony Mordasewicz.
PiS dla przedsiębiorców
Na plus
Od 2007 r. o 4 pkt proc. (z 13 do 9 proc. płacy brutto) ma spaść składka na ubezpieczenie rentowe. Zyskiem z tej obniżki podzieliliby się po połowie pracodawca i pracownik.
Zamiast karty i ryczałtu - zryczałtowane opłacanie VAT dla usługodawców, których roczne obroty nie przekraczają 35 tys. euro.
Na minus
Od 2007 niższa składka na ubezpieczenie chorobowe - 1,80 zamiast 2,45 proc. płacy brutto. Niestety obowiązek jej płacenia zostałby w całości przerzucony na pracodawcę,
czterokrotnie wyższa składka ZUS dla rencistów prowadzących firmę,
nowa definicja działalności gospodarczej, likwiduje jedne luki, tworzy nowe,
likwidacja ryczałtu i karty podatkowej,
ciągły brak planów zagospodarowania przestrzennego.