W całej Ameryce zamknięte były wczoraj dziesiątki firm, fabryk, farm i restauracji. Na pola nie wyszli robotnicy rolni. Nie doszło jednak do zapowiadanego przez niektórych latynoskich liderów paraliżu amerykańskich miast czy całej gospodarki. Wielu nielegalnych imigrantów nie wzięło udziału w "Dniu bez imigranta". Bali się, że zostaną imigrantami bez pracy.
"Dzień bez imigranta" to protest głównie latynoskich organizacji. Wezwały nielegalnych imigrantów w całej Ameryce, by 1 maja nie przychodzili do pracy, zbojkotowali amerykańskie firmy, nie robili zakupów i wzięli udział w demonstracjach. Wiele grup wzywało nawet uczniów, by poszli na demonstracje zamiast do szkoły.
W założeniu miał to być pokaz siły ekonomicznej, jaką dysponują nielegalni imigranci. Chcieli uzmysłowić Amerykanom, jak bardzo imigranci są im niezbędni.
W kilkudziesięciu miastach Ameryki zorganizowano masowe demonstracje. W Los Angeles maszerowało kilkaset tysięcy ludzi, w Chicago - ponad 200 tys.
Większość uczestników nie poszła do pracy, ale otrzymała na to zgodę swoich szefów. Inni przychodzili na marsze dopiero po pracy albo w czasie przerwy na lunch.
Największy sukces organizatorzy odnieśli w Kalifornii, gdzie na pola nie wyszły dziesiątki tysięcy pracowników rolnych, zbierających pomidory, sałatę i owoce.
W miastach nie działały jednak głównie te firmy, które już dużo wcześniej ogłosiły, że pójdą w ten sposóób na rękę swoim pracownikom. Np. kilkadziesiąt wielkich zakładów rolnych, masarni, wielkich farm należących do koncernów Tyson, Cargill, Perdue oraz słynne winnice Gallo w Kalifornii.
Ich funkcjonowanie jest uzależnione od taniej siły roboczej. Koncerny produkcji i przetwórstwa żywności należą do najbardziej aktywnych w lobbingu na rzecz reformy imigracyjnej.
Organizacjom latynoskim chodzi o to, by reforma, nad którą pracuje Kongres USA, zawierała jakąś formę amnestii dla 12 mln nielegalnych imigrantów (8-9 mln z nich to Latynosi, z czego ponad 6-7 mln to Meksykanie).
Młody, spontanicznie organizujący swoje szeregi ruch latynoski jest coraz silniejszy. Jednak nawet pozytywnie nastawieni do amnestii dla nielegalnych imigrantów Amerykanie odbierają wezwania organizacji imigracyjnych do bojkotu amerykańskich firm jako arogancję.
W piątek i poniedziałek także w stolicy Meksyku odbyły się antyamerykańskie pikiety i też wzywano, by nie kupować niczego od "amerykańskich gringo". Takie informacje natychmiast podchwytują antyimigracyjne serwisy internetowe i prawicowe stacje talk-radio.
- Jeśli nie chcą naszej pracy, naszych firm, naszych pieniędzy, to po co wciąż przechodzą przez granicę i łamią nasze prawo? - pytają prawicowi komentatorzy.