Samoloty CIA pod lupą europarlamentu

CIA pogwałciła prawa człowieka - uważa komisja śledcza Parlamentu Europejskiego badająca działalność CIA w Europie. I będzie szukać dowodów na istnienie tajnych więzień w Europie Środkowej

Z lektury projektu raportu komisji wynika jednak, że eurodeputowani nie znaleźli żadnych nowych przełomowych dowodów

Parlament powołał specjalną komisję ds. działalności CIA, gdy w listopadzie ub.r. "Washington Post", a potem inne amerykańskie media ujawniły, że wywiad USA przetrzymuje osoby podejrzane o terroryzm w tajnych więzieniach w kilku krajach Europy Wschodniej.

Z kolei Human Rights Watch twierdziła, że takie tajne więzienia były w Polsce i w Rumunii. Rządy obu państw powiedziały, że nie ma żadnych dowodów w tej sprawie, Warszawa ogłosiła to po własnym śledztwie.

Jednak publikacje wywołały w Unii burzę, a wątek podchwyciła prasa europejska, która wykryła nowe fakty dotyczące lądowań na europejskich lotniskach tajemniczych samolotów - prawdopodobnie wynajmowanych przez CIA i prawdopodobnie przewożących osoby podejrzane o terroryzm.

Po kilku tygodniach sprawą postanowiły zająć się Rada Europy oraz Parlament Europejski, który powołał specjalną komisję do zbadania faktów. Opublikowany w środę projekt raportu to pierwszy namacalny efekt jej prac. I pierwsze konkluzje są dość kategoryczne.

Rządy przymykały oko

Dokument stwierdza jednoznacznie - europejskie i ONZ-owskie przepisy o prawach człowieka zostały pogwałcone. I to nie tylko przez oficerów CIA swobodnie operujących w całej Europie, ale chyba także przez państwa członkowskie Unii, które przymykały oczy na tę działalność. Już sama milcząca zgoda rządów państw UE, by agenci CIA mogli wywieźć z Europy m.in. dwóch Egipcjan - Mohammeda al Zary oraz Ahmeda Agiza - może stanowić pogwałcenie praw człowieka: traktaty nie pozwalają wydać kogokolwiek, nawet osoby podejrzanej o terroryzm, do kraju, w którym grożą jej tortury. A Egipt, gdzie obaj trafili, podejrzewany jest powszechnie o stosowanie w śledztwie tortur.

- Samoloty Centralnej Agencji Wywiadowczej dokonały ponad tysiąca przelotów w krajach Unii. Setki razy lądowały na europejskich lotniskach. I raczej nie chodziło o tankowanie paliwa. CIA jest odpowiedzialna za porywanie i nielegalne przetrzymywanie w Europie osób podejrzanych o terroryzm - mówił wczoraj włoski eurodeputowany Giovanni Claudio Fava, autor raportu.

Jest on przekonany, że komisji udało się zdobyć mocne dowody w sprawie nielegalnych jego zdaniem lotów CIA. Bardzo dużo informacji trafiło do PE z Eurocontrolu, instytucji zarządzającej europejską przestrzenią lotniczą. Na podstawie jej raportów, 50-godzinnych przesłuchań świadków oraz danych otrzymanych od prokuratorów włoskich i hiszpańskich Fava mógł w środę ujawnić sporo szczegółów dotyczących zarówno maszyn używanych przez CIA, jak i jej agentów. Podał np., jakich fałszywych personaliów i sfałszowanych dokumentów używali oficerowie CIA, którzy byli na pokładzie boeinga 737 N313P krążącego między Majorką, Macedonią, Bagdadem i Kabulem. Fava podał też numery rejestracyjne mniejszych samolotów typu Gulfstream używanych przez CIA, a krążących między Afganistanem, Niemcami, Polską, Irlandią, Grecją, Jordanią, Włochami, USA i Egiptem. W jednym z nich w 2004 r. CIA wywiozła z Europy Khalida al Masriego, obywatela Niemiec.

Kiedy o więzieniach

Nie są to jednak nowe informacje, podobne podawała m.in. Human Rights Watch. Projekt raportu nie wspomina też o rzekomych tajnych więzieniach, które CIA miała mieć na terytorium niektórych krajów UE, w tym także Polski. - Tym wątkiem zajmiemy się w drugiej części śledztwa. W pierwszej części, której efektem jest prezentowany raport, skoncentrowaliśmy się na przelotach - wyjaśnił "Gazecie" eurodeputowany Fava.

- To, że zajęli się lotami, wcale nie wynika z porządku prac komisji. W trakcie przesłuchań świadków okazało się, że nie można znaleźć żadnych informacji na temat rzekomych więzień. I dlatego skupiono się na lotach - mówi nam eurodeputowany Konrad Szymański (PiS), członek komisji ds. CIA. - To szukanie taniej sensacji, powtarzanie tego, co już wiadomo. Bo trudno oczekiwać, żeby wywiady amerykańskie i europejskie ze sobą nie współpracowały - podkreśla.

Wątpliwości mają także inni eurodeputowani. - Jako była prokurator mogę stwierdzić, że dowody muszą być nie do podważenia. Świadectwa z drugiej ręki i plotki nie wystarczą - oświadczyła duńska chadecka europosłanka Gitte Seeberg. Jej zdaniem przedstawiony w środę projekt raportu nie może być podstawą do oskarżania państw UE, a jest jedynie dobrą bazą do kontynuowania śledztwa.

To jednak może się okazać trudne.

- Część członków nie ukrywa, że chodzi im o podważenie współpracy z amerykańskimi służbami. Już teraz są przekonani, że wszystkie zarzuty, jakie pojawiły się w mediach, są prawdziwe - ostrzega Szymański. I nie wyklucza, że powstaną dwie wersje - większościowa i mniejszościowa.

Głosowanie nad raportem jest zaplanowane na czerwiec.