Podobnie jak w ubiegłych latach nad uczestnikami powiewały najróżniejsze flagi narodowe. Do Oświęcimia przyjechali Żydzi z Urugwaju, Panamy, Australii, Rosji i Francji. Liczniej niż w ubiegłych latach prezentowały się grupy młodych Amerykanów. Pomiędzy nimi Polacy - głównie harcerze i studenci.
- Patrzę na tych ludzi i serce mi pęka z dumy. Mój naród się odbudowuje - mówił Josif Yeafi, ortodoksyjny Żyd z Connecticut. W tych dwóch zdaniach zawiera się sens Marszu Żywych. Jego organizatorzy i uczestnicy podkreślali, że kwietniowe spotkanie to święto przyszłości i nadziei, ma służyć scaleniu rozrzuconej po świecie społeczności żydowskiej i pokazaniu jej siły.
Pod pomnikiem ofiar w Birkenau były główny rabin Izraela Meir Lau opowiedział o ostatniej woli Hitlera, który nakazał Niemcom walkę ze "światowym żydostwem". - Są ludzie, którzy dziś próbują udowodnić, że Holocaust nie istniał. W tej chwili w Iranie drukuje się 150 tys. egzemplarzy książki negującej zagładę Żydów.
- Temu, kto neguje zbrodnię, proponuję, by przyjechał do Auschwitz i zwiedził muzeum. Niech zobaczy buty bez dzieci, włosy bez kobiet, okulary bez oczu - mówił legendarny przywódca żydowski Szymon Peres. Jego emocjonalne wystąpienie brzmiało chwilami tak, jakby Izrael znajdował się w przededniu wojny. - Po II wojnie światowej powiedzieliśmy sobie: nigdy nie będziemy słabi. Zbudowaliśmy armię, byliśmy atakowani pięć razy. Mamy wspaniałych żołnierzy, jesteśmy silni. I jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by groźby traktować poważnie. Potrafimy się bronić. Wierzymy w pokój i potrafimy stanąć w jego obronie.