Złamany monopol, powstają nielegalne poczty

Tomasz Bodach złamał monopol Poczty Polskiej, bo za swoje usługi bierze nawet pięć razy mniej. Zachęceni jego sukcesem ludzie chcą również zakładać nielegalne poczty

W poniedziałek w "Gazecie" napisaliśmy o przedsiębiorcy, który od roku prowadzi nielegalną pocztę w Rybniku. Tomasz Bodach, były naczelnik poczty w Gliwicach, odniósł sukces. Jego piracka poczta ma według jego słów 50 oddziałów na Śląsku, w Trójmieście, w Lubuskiem, na Kujawach. Po naszym artykule dzwonią do Bodacha kolejni chętni, którzy chcą prowadzić własną pocztę: z Wrocławia, Rzeszowa, Zielonej Góry. W większości są to byli pracownicy Poczty Polskiej - listonosze, naczelnicy regionów. Dostają od Bodacha pomysł, logo, a w zamian oddają mu część zysku.

Interes nabiera rozpędu. W niedzielę odbędzie się ogólnopolski zjazd szefów oddziałów pirackiej poczty. Opracują statut, wybiorą zarząd i przekształcą w spółkę akcyjną (w przyszłości chcą nawet wejść na giełdę). Będą też wydawać własną gazetę z radami, jak dotrzeć do klientów. - Wszyscy moi sąsiedzi narzekają, że pocztowe usługi są za drogie. Chcę założyć własną pocztę, póki nie ma jeszcze żadnej konkurencji - tłumaczy Beata Wolska z Wrocławia. Justyna Kieczeń z Zawiercia, która od kilku tygodni prowadzi własne oddziały m.in. w Bytomiu i Częstochowie, dodaje: - Ludzie jeszcze są nieufni wobec nowej poczty. Dziwią się, że coś takiego w ogóle istnieje. Z każdym dniem jest jednak lepiej, negocjuję pierwsze kontrakty z dużymi firmami - opowiada.

Aby skorzystać z usług nielegalnej poczty, trzeba przynieść list do jej lokalnej siedziby. Jest tam pracownik, który dyżuruje od 8 do 16. Nakleja znaczki własnej produkcji z herbem Śląska. Listy - ale tylko w mieście i najbliższej okolicy, bo poczta działa lokalnie - rozwożą samochodami, na rowerach listonosze, przekazując je do rąk własnych adresata.

Tomasz Bodach, jak sam opowiada, łamie monopol Poczty Polskiej, bo za swoje usługi bierze nawet pięć razy mniej. Wysłanie u niego listu poleconego z potwierdzeniem odbioru kosztuje złotówkę, na poczcie - 5,4 zł. Według Bodacha od każdej przesyłki 50 groszy trafia do rąk listonosza, który może zarobić nawet ok. 2,5 tys. zł.

Do 2009 r. monopol na wysyłanie niewielkich listów i kartek pocztowych ma Poczta Polska. Nielegalnej poczcie nic jednak nie można zrobić. W kodeksie karnym "piractwo" pocztowe nie jest przestępstwem. Żeby to zmienić, potrzebna byłaby nowa ustawa. - Nie mamy już pola manewru. Możemy tylko czekać na skuteczne wyegzekwowanie obowiązującego prawa - twierdzi Radosław Kazimierski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej.

Tymczasem z usług nowej poczty korzystają zwykli obywatele, przedsiębiorcy, a nawet władze samorządowe. - Nie boję się dawać zleceń nielegalnej firmie. Moim zadaniem jest oszczędzać. Poza tym trzeba wspierać przedsiębiorców - mówi Damian Mrowiec, starosta rybnicki, który od trzech tygodni korzysta z usług prywatnej poczty. Urząd co miesiąc dostarcza mieszkańcom nawet kilkanaście tysięcy decyzji administracyjnych - o rozpoczęciu budowy, rozłożeniu kabla itp. W ciągu roku oszczędności mogą więc sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych.

- Żaden urząd państwowy czy samorządowy w imię praworządności z takich usług nie powinien korzystać. Jest to po prostu nielegalne - mówi Artur Zawisza, szef sejmowej komisji gospodarki. - Powinniśmy jednak zastanowić się, czy dla dobra konsumentów monopolu Poczty nie zakończyć wcześniej - sugeruje Zawisza.

Rzecznik Poczty Polskiej wątpi w powodzenie konkurencji. - Nie wydaje mi się, aby było możliwe stworzenie ogólnopolskiej sieci tej nielegalnej firmy. Pan Bodach po prostu w pewnym momencie nie będzie w stanie obsłużyć wszystkich klientów na satysfakcjonującym ich poziomie - twierdzi Radosław Kazimierski.

Tymczasem Bodach staje się gwiazdą medialną, jest zapraszany do telewizji (dzisiaj np. występuje w TVP 3), gazet oraz stacji radiowych. - Mam też zaproszenie do talk-show. Chyba przestanę je przyjmować, bo przeszkadza mi to w pracy - mówi.