Marszałek Adam Struzik był ostatnio "gościem specjalnym" w gminach Iłów i Czerwińsk u plantatorów truskawek. - Jeśli stworzymy dobre warunki i przełamiemy nieufność do zrzeszania się, jest szansa na markowy produkt Mazowsza, naszą truskawkę mazowiecką - stwierdził Adam Struzik.
Cóż to takiego? - Nie czepiajmy się nazwy - mówi wójt Iłowa Roman Kujawa. - Nasza truskawka powinna nazywać się mazowiecka, bo ją trzeba oprzeć na naszym dziedzictwie kulturowym - uważa. Przyznaje jednocześnie, że uprawiane są tu te same odmiany, które dominują na Lubelszczyźnie czy w Warmińsko-Mazurskiem. - To nie jest jakaś specjalna odmiana mazowiecka, ale ma swój specyficzny smak. Własna nazwa przyda się, by ją promować - ucina wójt.
Wicestarosta płoński Jan Mączewski towarzyszył marszałkowi na wszystkich spotkaniach z plantatorami. - W przypadku truskawki też trzeba wypracować własne logo. W handlu to ważne - przekonuje wicestarosta. Jego zdaniem plantatorzy z innych regionów, uprawiający te same truskawki, dla swoich produktów mogą wymyślić inne nazwy. - Nic im nie zabieramy. Jabłka uprawiane pod Grójcem czy Warką też możemy nazwać mazowieckimi - uważa Jan Mączewski. - Przecież to Radomszczyzna, takie Mazowsze przyszywane - wtrącamy. - To nic, ale jest w granicach administracyjnych dzisiejszego Mazowsza - odpiera wicestarosta.
Niezły galimatias zafundował nam minister Michał Kulesza, twórca ostatniej reformy administracyjnej. Szczęście, że jest marszałek Struzik, który wszystko wyprostuje. Co u nas, to nasze, mazowieckie, i już.