Nikt nie dostał Grand Prix. Według jurorów żaden z biorących udział w zakończonym w niedzielę konkursie kabaretów nie wybił się ponad przeciętność. Niemal wszyscy zareagowali na to, co dzieje się dziś za naszymi oknami, w sejmowych ławach i w eterze. I to właśnie żart polityczny najbardziej przypadł do gustu.
Pierwsze miejsce zajął gdański kabaret Limo. Ich program był teatralny w formie, pozbawiony eksponatów i kostiumów, zbudowany na grze czterech aktorów, podparty czterema krzesłami. Metaforyczny, subtelny, ale bardzo dobitny. Akcja rozgrywała się w jakimś Miasteczku, a bohaterami byli mijani przez nas codziennie na ulicach gej Rysio, narodowcy Bolek i Mieszko, asystentka Wiola, Terry - oswojony terrorysta, burmistrz Nowak oraz wielu innych. Śmieszni i tragiczni, mają przyziemne problemy, z których nie zawsze sobie radzą. Bo czy można winić w sumie sympatycznego burmistrza Nowaka, że nie wypalił pomysł rozwiązania problemu bezrobocia - chciał zatrudnić emerytów, robiąc z nich pomnik, a kobiety w ciąży, by udawały boje na wodzie. I tak wygra, bo "radiowy elektorat" jest wierny do końca. Gorzej ma gej Rysio. Ucieka przed tolerancją do lasu. Tam się gubi. I to też jego wina, bo - jak mówi burmistrz Nowak - "gdzie się pchał, skoro ma złą orientację".
Drugie miejsce zajął kabaret Neo-Nówka z Wrocławia. Ten wcisnął "geja gazu" (cytat z kabaretu Limo) do dechy. "Moherowy Program" powstał podobno na przełomie sierpnia i września 2005 r., czyli jeszcze przed ogłoszeniem IV RP. Oby tylko media publiczne nie zbojkotowały przedstawienia (kabaret otrzymał nagrodę dziennikarzy, ex-aequo z Limo). "Moherowy Program" to wizja roku 2106. Ma wtedy powstać m.in. Mauzoleum IV RP z grotą Liberała, młodzieżówka o dźwięcznej nazwie "moherjugend" oraz portret drugiego papieża Polaka rozdającego autografy pod radiostacją w Toruniu. No, chwile "Gazety" są też policzone:
Krysia (beret w paski): - Ale mi nicpoń nerwów dodał!
Teresa (beret biały): - Co, torebkę chciał ci ukraść?
Krysia: - A gdzie tam! "Wyborczą" sprzedawał!".
Taki kabaret juror Zenon Laskowik lubi najbardziej. Bo jest "polityczny, ale fajnie podany", "natrząsa się przywar, a nie z osób" i jest inteligentny. Bo choć niemal każdy pokazany w Krakowie program był politycznie zabarwiony, żaden z kabaretów nie przekroczył granicy dobrego smaku.
- Wolę klasyczny kabaret ze skeczem, piosenką, pauzą - mówił po ogłoszeniu werdyktu Zenon Laskowik. - W programie Limo było to wszystko, ale zamknięte wewnątrz spektaklu, wymagające specjalnego, "lepszego" widza, a publiczność zawsze będzie tęsknić za kabaretem, który ma z nią kontakt bezpośredni, umie ją zauroczyć, uwieść, pokomplemecić troszeczkę".
Ja się poczułam się "dokomplemencona".