To była jedna z najodważniejszych prób zamachu stanu od 16 lat, czyli od czasu, gdy prezydent Idriss Derby przejął władzę w Czadzie.
Rebelianci zaatakowali Ndżamenę o świcie. Po trzech godzinach zaciętych walk, które kosztowały życie 370 rebeliantów i 30 żołnierzy, armia rządowa odparła szturm i ogłosiła zwycięstwo.
Rebelianci chcieli odsunąć prezydenta od władzy przed zaplanowanymi na początek maja wyborami prezydenckimi. Zdaniem obserwatorów Derby bez problemu po raz trzeci wygra głosowanie.
Chartum zarzeka się, że nie ma nic wspólnego z rebeliantami i oskarża z kolei Derby'ego o wspieranie rebeliantów w położonym na zachodzie Sudanu Darfurze. Od lat trwa tam brutalna wojna, w której zginęło już ponad 180 tys. osób. Władze sudańskie są oskarżane o wspieranie arabskich koczowników oskarżanych o masowe zbrodnie na cywilach.
Derby zarzucił wczoraj wspólnocie międzynarodowej, że zamyka oczy na sytuację w Darfurze i napięte stosunki między Czadem a Sudanem. Zagroził, że jeśli ONZ i Unia Afrykańska nie znajdą rozwiązania kryzysu do końca czerwca, ponad 200 tys. uchodźców z Darfuru będzie musiało opuścić obozy w Czadzie.
Czad poparły wczoraj władze Republiki Środkowej Afryki, która "w odpowiedzi na agresję Chartumu" zamknęła własną granicę z Sudanem.