Choć o możliwości podpisania wstępnej wersji umowy koalicyjnej między trzema partiami z nurtu pomarańczowej rewolucji mówiło się w Kijowie już od środy, to do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy się to uda. Negocjacje toczyły się wczoraj ponoć do ostatniej sekundy. Wreszcie, jeszcze przed podpisaniem dokumentu w parlamencie, liderzy trzech partii rozdali dziennikarzom jego tekst.
Dokument potwierdza, że do koalicji wejdzie: Blok Julii Tymoszenko, Nasza Ukraina prezydenta Wiktora Juszczenki oraz socjaliści. Pod koniec rządów poprzedniego prezydenta Leonida Kuczmy te trzy partie były w radykalnej opozycji. Krytykowały stworzony przez Kuczmę system oparty na korupcji, coraz większym zbliżeniu z Rosją i odchodzeniu od demokracji.
To one poderwały ludzi do pomarańczowej rewolucji jesienią 2004 r. Choć prezydentem został przywódca dawnej opozycji Wiktor Juszczenko, to pomarańczowi podzielili się w zeszłym roku w atmosferze skandalu i wzajemnych oskarżeń. Teraz jest szansa, że znowu stworzą jedną drużynę.
Wstępna wersja umowy koalicyjnej jest salomonowym kompromisem. Koalicja oprze się na centrowo-liberalnym programie Naszej Ukrainy i samego Juszczenki "10 kroków ku ludziom". Zakłada on dalsze reformy, wzrost gospodarczy, dążenie do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO.
W programie rządu nie będzie przeglądu prywatyzacji z lat ubiegłych, czego domagała się Julia Tymoszenko w ramach rozliczenia z ekipą Kuczmy. Przeciętnemu Ukraińcowi jej postulat się podoba - dlatego piękna Julia uzyskała w ostatnich wyborach najlepszy wynik spośród pomarańczowych, ale odstrasza inwestorów z Zachodu. A bez ich kapitału Ukraina nie będzie mogła rozwijać się tak szybko, by zasypać przepaść między nią a resztą Europy.
Julia Tymoszenko zrezygnowała także z renegocjacji zawartej w styczniu umowy gazowej z Rosją, którą w czasie kampanii nazywała zdradą interesów narodowych. Zadeklarowała też, że podczas następnych wyborów prezydenckich w 2009 r. jest gotowa zrezygnować z kandydowania, jeśli prezydent Juszczenko zechce ubiegać się o drugą kadencję.
W zamian za te ustępstwa Nasza Ukraina najpewniej zgodzi się, by Tymoszenko stanęła na czele rządu, choć nie jest to wprost zapisane w umowie. Prezydent Juszczenko, dotąd najbardziej niechętny premierostwu Tymoszenko, publicznie przyrzekł, że zgłosi parlamentowi kandydaturę premiera, którego wyłoni koalicja.
Nowy rząd na Ukrainie nie powstanie jednak szybko i przez kilka tygodni nie będzie ostatecznie wiadomo, kto stanie na jego czele. Do końca miesiąca mają zostać uzgodnione szczegóły umowy koalicyjnej, przede wszystkim podział stanowisk w rządzie i parlamencie. Ostateczna wersja umowy koalicyjnej ma zostać podpisana najpewniej 10 maja - w pierwszym dniu obrad nowej Rady Najwyższej.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że znowu udało się odbudować jedność z czasów, gdy razem staliśmy na kijowski Majdanie. Nie wyobrażam sobie innego kształtu koalicji - cieszył się wczoraj wpływowy polityk socjalistów Josif Winski.
Lecz ludzie z kręgu Tymoszenko są wciąż sceptyczni. Jeden z nich powiedział "Gazecie": - Nasza Ukraina wciąż gra na czas i nie wiem, czemu to służy. Proces tworzenia koalicji można by przeprowadzić szybciej. Boję się jakiejś wolty w ostatniej chwili. Spokojny będę dopiero, gdy powstanie rząd.