Internauci znają go pod kilkoma pseudonimami: The Syntetic, Człowiek Widmo, Miszcz Pawarotti. W miarę możliwości stara się ukryć swoją prawdziwą tożsamość: nie ujawnia nazwiska, wieku, zawodu. Aura tajemniczości dobrze robi jego legendzie.
- Jego piosenki usłyszałem na jakiejś imprezie. Byłem w szoku, że w Polsce ktoś robi taką muzykę, nie do opisania. W moich kręgach stało się to rzeczą kultową. Kiedyś w knajpie krzyczeliśmy do siebie z kumplami tekstami z jego piosenek, a jakiś gość z drugiego stolika powiedział: przecież to z kasety mojego kumpla. I tak do niego dotarliśmy - mówi Van, katowicki VJ, organizator imprez klubowych i współzałożyciel internetowej społeczności www.seleecta.com (można tam m.in. posłuchać muzyki The Syntetic).
Miszcz nagrywał od dzieciństwa. Zawsze wymyślał żarty, robił kabarety i własne amatorskie audycje słowno-muzyczne. - Kumple chcieli, żebym nagrywał swoje skecze. Mówili: nagraj coś fajnego, bo nie ma dobrej muzy w sklepach, nie ma co posłuchać, sama chała. Nagrywałem na kasety Stilon Gorzów - rozleciały się ze starości. Potem przestałem to robić. Wróciłem w roku 2000. Nagrałem kasetę "Człowiek widmo" - wspomina dziś.
Zrobił 30 kopii z własnoręcznymi okładkami, wszystkie sprzedał znajomym. Bardzo się zdziwił, gdy przed dwoma laty zgłosił się do niego Van i powiedział, że chce zorganizować jego koncert w Katowicach. Okazało się, że ktoś przegrał jego piosenki z kasety i wrzucił je do internetu. Tam zaczęły żyć własnym życiem. Jak niedawno dowcipy o Chucku Norrisie, tak od kilku lat pliki MP3 podpisane The Syntetic są hitem polskiej sieci. Ale o samym twórcy nie było wiadomo nic. Więc internauci zaczęli tworzyć własne mity. - Codziennie żech co innego słyszoł o mnie - śmieje się dziś Miszcz. Pisano, że jest górnikiem albo piekarzem. Że stoi na targu w Świętochłowicach i sprzedaje ludziom swoje kasety.
- Na początku nie było pewne, czy on w ogóle istnieje. Prawie nikt, kto go słucha, nie wie, kim on jest, jak naprawdę wygląda. Chcemy to utrzymać - mówi Van. To dlatego na koncertach Miszcz Pawarotti występuje w przebraniu. Co kilka utworów zmienia kostiumy, zwykle przedstawiające bohaterów jego piosenek. - Moja teściowa z całego świata przywozi sobie na pamiątkę różne nakrycia głowy, pożyczamy je na koncerty - mówi Van.
- Przecież nie będę wyglądał jak Wodecki: bryle i skrzypce, bez sensu. Mój styl to styl Elvisa - mówi Miszcz.
Koncertowy skład The Syntetic tworzy pięć osób: Miszcz, Van (menedżer grupy, który spełnia też funkcję technicznego), DJ 5:cet (skreczuje starymi płytami Papa Dance, ale też np. Fatboy Slim) oraz VJ Lobokop (odpowiedzialny za wizualizacje duet tworzą uznani plastycy - Michał Kopaniszyn i Janusz Łobzowski). Koncertują rzadko. Dzięki temu każdy występ jest wydarzeniem, każdy ściąga po kilkaset osób. Tak jak na ubiegłorocznym festiwalu "Weź to Wyłącz" w Warszawie, gdzie Miszcz był główną atrakcją.
Teraz Miszcz chce nagrać legalną płytę. Jego starych piosenek nie można sprzedawać, bo muzyka nie należy do niego. To w większości instrumentalne fragmenty przebojów z lat 80. i tematy ze starych filmów ("Gliniarz z Beverly Hills", "Cobra" czy Robin Hood"). Na ich tle Miszcz snuje swoje historie: dla jednych po prostu prymitywne, dla innych zjawiskowe. Dawniej robił swoje piosenki przy użyciu dwóch magnetofonów kasetowych. Na nową płytę podkłady zrobi DJ 5:cet, a nagranie zrealizowane zostanie w jego studiu Neuron.
Najbliższy koncert The Syntetic w piątek w warszawskiej Aurorze (ul. Dobra 33/35, wstęp 10 zł, godz. 20). Na internetowych forach obecność zapowiadają fani z całej Polski.