Przyleciały już bociany, czajki, szpaki, pojawiły się kosy, które tu, w lesie, raczej nie zimują. Są już kopciuszki i pliszki, a nad głowami przelatują gęsi i żurawie. Jakby tego było mało, wciąż jeszcze nie odleciały jemiołuszki, a wystarczy, bym nasypał nieco ziarna do karmnika, od razu pojawia się przy nim cała masa sikor (co ciekawe, znacznie więcej niż zimą), a czasami trznadle. No i zięby, które świeżo wróciły.
To całe towarzystwo ptasie przylatuje, odlatuje lub po prostu jest w drodze. Gdy człowiek wyjdzie do lasu, ma wrażenie, że jest otoczony przez jakieś masy ptaków, które właśnie coś bardzo ważnego załatwiają. A najciekawsze jest to, że co chwila jakiś gatunek się pojawia, a jakiś znika. Cały czas coś się zmienia.
Ot, na przykład jeszcze dwa dni temu widziałem skubiące ziarna pod karmnikiem jery i choć są to ptaki północne, to chyba najbardziej nadają się na symbol wiosennych zmian. Tych niezwykle kolorowo ubarwionych kuzynów naszych zięb zobaczyłem pierwszy raz przy karmniku w grudniu. Regularnie przylatywały najczęściej dwa. I jak to jery były po prostu szaro-czarno-biało-pomarańczowe. Skubały sobie trochę ziarna i znikały. Choć te lęgnące się w Skandynawii i będące tam jednymi z najpospolitszych gatunków ptaki dość często i licznie zimują u nas, to wcześniej ich za oknem nie widywałem. Być może dlatego, że było to nasze pierwsze spotkanie z tak bliska, przyglądałem się im przez całą zimę bardzo dokładnie. I być może dlatego moje zaskoczenie było tym większe, gdy zobaczyłem jery dosłownie kilka dni temu.
To były zupełnie inne ptaki. Owszem, został kolor pomarańczowy i biały, natomiast szary jakby gdzieś zniknął, a może raczej widocznie został wyparty przez czarny, o czerni najprawdziwszego węgla, co jeszcze bardziej spotęgowało efekt pomarańczowego. To zaczernienie odbyło się głównie w okolicach głowy i na grzbiecie, gdzie jeszcze można było dostrzec resztki szarości. Wiadomością o takiej nagłej przemianie u jerów podzieliłem się z paroma nieco bardziej znającymi się na ptakach znajomymi i dowiedziałem się bardzo ciekawej rzeczy. Otóż jery wcale nie zmieniły upierzenia. One po prostu się wytarły, wytrzepały albo - jak kto woli - wykruszyły.
Gdy te małe ptaki do nas przylatują albo gdy już u nas zimują, to ta intensywna czerń jest po prostu przykryta przez szare końcówki piórek, które gdy zbliża się wiosna i powrót na skandynawskie lęgowiska, wykruszają się i odkrywają to, co jest pod spodem. Zresztą taką zmianę barwy przez wykruszenie i odkrycie stosują nie tylko jery, ale również nasze pospolite wróble, których krawacik właśnie w ten sposób czernieje intensywnie na wiosnę, oraz szpaki. U jera przemiana przez wykruszenie jest najbardziej spektakularna.