Moussaoui, Marokańczyk z francuskim paszportem, to jedyny człowiek sądzony dotąd w USA za udział w spisku 11 września. Już wcześniej przyznał się do winy. Trwający właśnie proces ma rozstrzygnąć, czy Moussaoui zostanie skazany na śmierć, czy też spędzi resztę życia w więzieniu.
Gdy Moussaoui zasiadł w poniedziałek wieczorem czasu polskiego na ławie dla świadków, zaszokował wszystkich, zapewne poza swoimi obrońcami. Ci musieli być jednak załamani, bowiem Marokańczyk zdawał się kopać własny grób.
Moussaoui przyznał się do wszelkich zarzucanych mu czynów - członkostwa w al Kaidzie i udziału w spisku 11 września. Ale dodał też do nich kilka innych czynów, których w akcie oskarżenia nie było.
Potwierdził główny argument prokuratora - że wiedział wcześniej o przygotowaniach do zamachów i po aresztowaniu w sierpniu 2001 r. ukrył ten fakt przed przesłuchującymi go agentami FBI. Prokuratura - zgodnie z amerykańskim prawem - chce dla niego kary śmierci za to, że brał udział w przygotowaniach do ataku, który zakończył się śmiercią prawie 3 tys. ludzi.
- Moim celem było zabicie jak największej liczby Amerykanów - mówił Moussaoui. - Toczę z Ameryką wojnę. Nie dziwię się, że Amerykanie chcą mnie zabić, bo ja też chcę ich zabijać.
Zeznania Moussaouiego brzmiały tyleż sensacyjnie, co niewiarygodnie. Do tej pory eksperci sądzili bowiem, że Moussaoui miał być piątym porywaczem samolotu, który 11 września leciał w stronę Waszyngtonu, spadł jednak na ziemię po tym, jak pasażerowie zaatakowali porywaczy.
Potwierdzał to fakt, że w tym jednym samolocie porywaczy było czterech, podczas gdy w pozostałych trzech maszynach, które wbiły się w World Trade Center i w Pentagon, porywaczy było po pięciu. Zdaniem FBI samolot, który rozbił się niedaleko Waszyngtonu, miał uderzyć w budynek Kongresu USA.
Moussaoui twierdzi jednak, że 11 września miał porwać zupełnie inny, a więc piąty samolot i uderzyć nim w Biały Dom. Miał tego dokonać wspólnie m.in. z Richardem Reidem, który trzy miesiące po zamachach 11 września próbował wysadzić samolot z Paryża do Miami, podpalając ładunek wybuchowy w bucie. Reid został rozbrojony przez stewardesę i siedzi teraz w amerykańskim więzieniu.
Większość ekspertów zdecydowanie odrzuca jednak najnowszą wersję Moussaouiego. Nic nie wskazuje na to, że Reid i Marokańczyk w ogóle się znali. Z odczytanych na procesie zeznań szefa operacji wojskowych al Kaidy Chalida Szejka Mohammeda wynika, że Moussaoui był niezbyt cenionym przez szefów al Kaidy ochotnikiem.
Polecono mu, by się szkolił w pilotażu w USA, ale szykowano go co najwyżej do kolejnych ataków, których po 11 września al Kaida nie była już w stanie przygotować i przeprowadzić. Reid natomiast latem i jesienią 2001 r. przebywał w Amsterdamie - śledztwo w sprawie spisku 11 września nigdy nie znalazło najmniejszych przesłanek, by miał w nim uczestniczyć.
Dlaczego więc Moussaoui mówi takie rzeczy, wydając na siebie niemal pewny już wyrok śmierci? Od dawna wielu obserwatorów jego procesu uważało, że jest niezrównoważony psychicznie. Sędzia dwukrotnie nakazał badania psychiatryczne, dwukrotnie jednak psychiatrzy uznali go za zdrowego.
W śledztwie i na poprzednim procesie Moussaoui kilkakrotnie zmieniał zeznania. Raz nic nie wiedział o żadnych zamachach, innym razem przygotowywał drugą falę ataków na USA. Jeszcze innym razem opowiadał, że miał zaatakować porwanym samolotem więzienie w Kolorado, gdzie siedział jakiś ważny szejk.
Moussaoui wytrwale walczy też ze swoimi obrońcami z urzędu, robiąc im wręcz na złość. Sędzia nie zgadza się bowiem na to, by ich zwolnił i bronił się sam.
Na sali sądowej Moussaoui wielokrotnie wybuchał, bluźniąc na sędziego, swoich obrońców i na całą Amerykę. Na początku procesu twierdził, że zrobi wszystko, by nie zostać skazanym na śmierć. Najwyraźniej zmienił jednak zdanie.
Wielu prawników uważało, że obrońcy Moussaouiego dobrze się sprawowali i mieli dużą szansę obronić go przed karą śmierci. Być może Marokańczyk uznał jednak, że i tak zostanie na nią skazany, wykorzystał więc jedną z ostatnich szans na zaistnienie w mediach.
Gdy prokurator spytał w poniedziałek Moussaouiego, czy chce zostać męczennikiem, ten odpowiedział: - Wierzę w przeznaczenie. Chcę powiedzieć całą prawdę, a resztą już zajmie się Bóg.