SLD ma problem z przebiciem się do opinii publicznej, choć bardzo się stara. Dziennikarze niemal codziennie dostają SMS-y z informacją o kolejnej konferencji prasowej Sojuszu. Liderzy partii komentują gorące wydarzenia polityczne, a gdy ich chwilowo brakuje, wypowiedzą się choćby na temat ptasiej grypy. Niewiele to pomaga. Kluczowe starcie rozgrywa się dziś między PiS a PO. Lewica jest w cieniu tej rozgrywki.
Komisja śledcza ds. banków tylko utrwali ten stan rzeczy. Było to widoczne w debacie sejmowej o wykluczeniu Cezarego Mecha z obrad Komisji Nadzoru Bankowego. Szef PO Donald Tusk wykorzystał atak koalicji na Leszka Balcerowicza do totalnej krytyki rządów PiS. Głos reprezentującej SLD Małgorzaty Ostrowskiej zabrzmiał niezbyt donośnie. I nic dziwnego: Sojusz opowiedział się za niezależnością NBP, ale z lewicowych pozycji trudno mu było bronić Balcerowicza.
Szef SLD Wojciech Olejniczak twierdzi, że warto zbadać kulisy rozmaitych prywatyzacji. Kalkulacja jest prosta: najwięcej banków sprywatyzował rząd AWS. Ale sparzyć się może i lewica, bo to rząd SLD odpowiada za kontrowersyjną prywatyzację Banku Śląskiego.
Poseł SLD Ryszard Kalisz: - Komisja śledcza osądzi nie tyle system bankowy, co całą III RP, której musimy bronić. Z drugiej strony Balcerowicz nie jest naszym symbolem, w lewicowym elektoracie ma on różne konotacje. W tej komisji będziemy więc neutralni.
Dylemat tym większy, że w SLD nie brakuje głosów kontestujących reformy rynkowe. Na łamach "Trybuny" publicysta Krzysztof Pilawski postulował niedawno budowę dwóch stronnictw lewicowych - dowodzonej przez Aleksandra Kwaśniewskiego socjaldemokracji (nowoczesnej, liberalnej gospodarczo, proeuropejskiej) oraz partii socjalistycznej (postulującej politykę socjalną, odwołującą się do tradycyjnego, tęskniącego za PRL elektoratu lewicy).
Tekst Pilawskiego wzbudził w Sojuszu konsternację. - Przestaliśmy finansować "Trybunę", więc się na nas odgrywają - oburza się osoba z kierownictwa SLD. - "Trybuna" wspiera zmarginalizowanych działaczy takich jak Marek Dyduch, Grzegorz Kurczuk czy Adam Gierek, którzy na hasłach "powrotu do lewicowych korzeni" daremno próbują wrócić na pierwszą linię. Ich czas minął.
I raczej wrócić nie może, bo odsunięci przez Olejniczaka dawni liderzy mają status "trędowatych". Bez trzymania ich na dystans nie ma mowy o przeobrażeniu wizerunku SLD, pozbycia się gęby "postkomuny". Na tym zaś obecnym liderom najbardziej zależy.
Odnowione SLD przygotowuje się do wyborów samorządowych. Do sejmików wojewódzkich wystartować mają partyjne koalicje złożone z SLD, SdPl i może PD. Na niższych szczeblach samorządowych pełna dowolność. Skorzystać można z ludzi Unii Pracy, Zielonych, działaczy pozarządowych. Jak się lokalni działacze poumawiają, tak wystartują. Decydujące zdanie należeć pewnie będzie do SLD. Wszak tylko Sojusz ma rozbudowaną strukturę i pieniądze.
Gdyby jeszcze tej wiosny odbyły się wybory parlamentarne, stworzenie wspólnej listy lewicowej też nie byłoby wielkim problemem. Zresztą SLD chce zagłosować za wnioskiem PiS o samorozwiązanie parlamentu.
Prominentny polityk SdPl: - Gdybym miał myśleć tylko o sobie, nie miałbym nic przeciwko majowym wyborom. Pewnie znów byłbym posłem. Ale nie w tym rzecz. Za wcześnie bowiem na lewicową koalicję. Zebralibyśmy 15-17 proc. głosów, a potem wszystko by się rozpadło. Wciąż wiele nas dzieli. Zwłaszcza podejście do kwestii uczciwego państwa. SLD odmalowało fasadę, ale w środku niewiele się zmieniło od czasów Millera.
Polityk SLD z pierwszego szeregu: - Nasi liderzy to już nowa jakość. A co się dzieje na dole? Różnie bywa. Tam, gdzie doszło do korupcyjnego wstrząsu, jak np. w Opolu, partia się oczyściła. Ale w wielu regionach zmieniło się tylko to, że SLD nie jest już partią władzy i nie ma czego zawłaszczać. Nie powiem więc, że doszło tam do autentycznej przemiany.
Liderzy lewicy jako realny termin wyborów najczęściej podają wiosnę przyszłego roku. I co dalej? Szef SdPl Marek Borowski: - Scenę dzielą między siebie PiS, PO i lewica. Kaczyńscy i Platforma się nie cierpią, ale z konieczności zawierają koalicję. My jesteśmy główną siłą opozycyjną i naturalnym pretendentem do objęcia władzy w następnej kadencji.
Czołowy polityk SLD: - Cały Borowski, fantasta. Nikt tego panu nie powie pod nazwiskiem, więc i mojego proszę nie podawać. Ale gwarantuję, że jeśli po następnych wyborach PO i lewica będą miały 231 posłów [czyli minimalną większość], będą razem rządzić. To staje się oczywiste po obu stronach. Platforma będzie musiała bardziej otworzyć się światopoglądowo, my - pójść na kompromisy z liberalną gospodarką.
Koalicja SLD-PO byłaby na rękę także Partii Demokratycznej. Pozwoliłaby usunąć trudne dylematy Demokratów. Od kilku tygodni szefem PD jest Janusz Onyszkiewicz, który zastąpił atakowanego za nadmierną atencję wobec SLD Władysława Frasyniuka. Nastroje w partii nowy lider zdefiniował już na kongresie: - Sercem bliżej nam do Platformy, rozumem - do lewicy.
Wielu działaczy PD czułoby większy komfort, idąc do wyborów wspólnie z PO. Jednak Platforma traktuje Demokratów jak ubogiego krewnego. Nie odpowiada na apele o współpracę. Co najwyżej deklaruje, że przyjmie na swe listy pojedynczych działaczy.
Z kolei po lewej stronie PD zostałaby przyjęta z należnymi honorami. Etosowe środowisko tkwiące korzeniami w opozycji demokratycznej jak nikt inny uwiarygodniłoby "cywilizowanie" się formacji postkomunistycznych.
Najgoręcej namawia Demokratów do współpracy SdPl. - Łączy nas sprzeciw wobec polityki PiS, stosunek do demokracji, otwartość na Europę - wylicza Borowski. - Dzieli tylko gospodarka, bo w PD spore są naleciałości po Balcerowiczu. Jednak w sprawie podatków można znaleźć kompromis. W sprawie praw człowieka - już nie.
Dla Demokratów Borowski nie jest problemem. Ale SLD - już tak.
Szef Rady Politycznej PD Jan Lityński: - Największe opory budzi przeszłość. Ta PRL-owska też, ale dużo bardziej odrzuca wspomnienie rządów SLD w latach 2001-05.
PD może dziś grymasić, bo wie, jak cenną jest partią dla lewicy.
Polityk SdPl: - Gdyby w tej formie doszło do połączenia środowisk posierpniowych i postkomunistycznych, na czele takiego obozu chętnie stanąłby Aleksander Kwaśniewski. Bez PD z pewnością się na to nie zdecyduje.