Irvine Welsh: Nie ma czegoś takiego jak zły język. Jest tylko język źle używany.
- Jeżeli wstaję rano i widzę, że jest piękny dzień, to chyba jest naturalne, że mówię: "Aaaah, fucking gorgeous day!" [k... piękny dzień]. Moi bohaterowie to ludzie z nizin społecznych i takim językiem się posługują. Termin "polityczna poprawność" nic dla nich nie znaczy. Jako pisarz mam obowiązek pokazać świat takim, jaki jest, a nie tworzyć jego uładzoną wersję. W małej i zakompleksionej Szkocji uważa się, że jeżeli już szkocki pisarz stał się sławny, to automatycznie staje się kulturalnym ambasadorem kraju w świecie. Wiele razy słyszałem więc zdanie: "Nie pisz tak, bo co sobie pomyślą o nas sąsiedzi". A ja odpowiadałem, że sąsiedzi nic sobie nie pomyślą, bo mają nas w dupie. Nie będę łagodził swojego języka, żeby poprawić wizerunek Szkocji.
- Rzeczywiście chciałem dotrzeć do klasy, która dotąd nie była reprezentowana w kulturze, bo dotąd istniał pogląd, że literatura to rzecz dla wyższych sfer. Zresztą zawsze jak debiutujesz, rozpychasz się i kopiesz tych, którzy już mają zapewnione miejsce na rynku. Jednak i tak na moje spotkania autorskie wciąż przychodzi najwięcej ludzi z wyedukowanej klasy średniej i studenciaków.
- W brytyjskiej literaturze bohaterowie z klasy robotniczej nie mają na ogół życia wewnętrznego. Dużo za to mówią w rozlicznych dialogach, bo bogaci Anglicy uważają, że biedota mówi w zabawny sposób i jest się z czego pośmiać. Ja chciałem pokazać, że ci ludzie mają jednak jakieś życie wewnętrzne. Mnie i kilku innych pisarzy szkockich oskarża się o stworzenie na rynku hegemonii prozy proletariackiej. Zawsze powtarzam jednak, że ważne są wszystkie głosy, bo na tym polega społeczeństwo wielokulturowe. Chodzi o to, żebyśmy siebie nawzajem słuchali - kobiety, geje, czarni, klasa średnia i robotnicy.
- Do sfer wyższych.
- Poważnie! Pracuję kiedy chcę, podróżuję kiedy chcę, jestem niezależny. Nie muszę chodzić do pracy od 9 do 17, nie muszę spłacać hipoteki. Mam znajomych wśród literackiego establishmentu w Londynie. To elita po Oxbridge [czyli Oxford i Cambridge], która obraca się na literackich salonach i traktuje każdego nowego pisarza jako zagrożenie. Oczywiście rzadko tam bywam, bo nie mam na to czasu. Jeśli natomiast chodzi o pochodzenie, to wywodzę się z klasy robotniczej z Edynburga. Cały czas chodzę z kolegami z dzieciństwa na mecze piłkarskie Hibernians FC i wciąż kupujemy bilety na najtańsze miejsca.
- To nie jest kwestia tego, czy lubię jakiegoś bohatera, czy nie, ale czy dobrze go scharakteryzowałem i czy jest wiarygodny. Uważam, że najmocniej w prozie wypadają przypadki skrajne i dlatego po takie sięgam. Moich bohaterów poznajemy najczęściej wtedy, kiedy mają akurat zły moment w życiu: biorą zbyt dużo kokainy albo przechodzą ciężko terapię odwykową, albo jak komisarz policji Robertson w "Filth" [wyd. pol. "Ohyda"] przechodzą poważne załamanie nerwowe. Sądzę, że pisanie to akt moralny. Ukazując moich bohaterów w tak dramatycznych okolicznościach, pokazuję, jak można sobie spier... życie. Nie znoszę kultury przebaczenia, w której wiele świństw i oszustów pozostaje bezkarnych. Moi bohaterowie zawsze płacą za swoje uczynki. Pokazuję też, że będąc rasistami czy homofobami, są w gruncie rzeczy ludźmi nieszczęśliwymi. Ludzie zadowoleni z siebie, którzy odnieśli sukces, nie wtrącają się na ogół w życie innych. A ludzie z nizin społecznych, którym się nie powiodło, zauważają sklep Pakistańczyka, który dorobił się w Szkocji, i chcą ten sklep zniszczyć.
- Od lat nie chodzę na wybory. Na torysów nigdy bym nie zagłosował, ale nie sądzę też, by reprezentowała mnie Partia Pracy. Uważam, że przynajmniej w Wielkiej Brytanii celem wszystkich partii jest ułatwianie życia wielkiemu biznesowi. Kwestie socjalne traktowane są marginalnie.
- Dla wielu bezrobotnych czy zatrudnionych dorywczo pornografia to coś, co zastąpiło narkotyki. Japiszony pracują cały boży dzień, więc nie mają czasu na seks. A bezrobotni kręcą coraz więcej amatorskich filmów pornograficznych i robią to profesjonalnie. Wystarczy im ukraść kamerę i do dzieła. Panowie chodzą na solaria, potem golą włosy łonowe, żeby ich przyrodzenia wyglądały na większe. Kobiety chodzą do fryzjera, likwidują rozstępy, żeby nie było ich widać na filmie. Potem się filmują i zamieszczają to w Internecie. To już cała gałąź przemysłu. Przecież dziś seks shopy wyglądają jak supermarkety, tak wielki w nich wybór produktów. Pornografia się zmienia. Niegdyś feministyczna krytyk amerykańska Andrea Dworkin mogła stwierdzić, że pornografia to przykład ucisku kobiet przez mężczyzn. Ale dziś, kiedy powstaje pornografia dla kobiet, gejów i lesbijek, sprawa się komplikuje.
- (patrzy na siedzącą obok żonę, 25-letnią Amerykankę Beth Quinn) Chyba przydałby nam się większy telewizor, co kochanie? I lodówkę chyba też już czas wymienić. No cóż, nie mam już tylu lat co bohater mojej pierwszej powieści. Z wiekiem człowiek zaczyna doceniać wygody. Kapitalizm daje poczucie próżni, którą trzeba zapełniać. Nie jestem od tego wolny.