Głodujący kubański dysydent o krok od śmierci

Kubański dziennikarz niezależny Guillermo Farinas, który od 31 stycznia prowadzi strajk głodowy, jest na krawędzi życia i śmierci. W ciągu 45 dni głodówki stracił 20 kilogramów, cierpi na skrajną awitaminozę, nadciśnienie, co pewien czas traci przytomność i władzę w rękach.

Blanca Reyes, rzeczniczka organizacji Damy na Biało, zrzeszającej matki i żony uwięzionych trzy lata temu 75 dysydentów kubańskich, alarmuje, że Fidel Castro raczej pozwoli umrzeć dziennikarzowi w więzieniu, niż spełni jego żądanie.

Pani Reyes i jej mąż, poeta Raul Rivero, któremu reżim kubański pozwolił przerwać karę 20 lat więzienia i wyjechać do Hiszpanii, organizują w Madrycie smutne obchody tzw. Czarnej Wiosny. Trzy lata temu reżim urządził obławę na niezależnych dziennikarzy i dysydentów. Potem w wielkim procesie skazał ich na wieloletnie więzienie. Raul Rivero dzwonił do Farinasa na Kubę i bezskutecznie prosił go o przerwanie protestu.

Damy na Biało dostały w ubiegłym roku europejską Nagrodę im. Andrieja Sacharowa za obronę praw człowieka. Nie odebrały jej jednak w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, bo Fidel Castro nie wypuścił ich delegacji z Kuby. Od tamtej pory bezskutecznie zapraszają europosłów do odwiedzenia Kuby i zapoznania się na miejscu z represjami reżimu i położeniem dysydentów, w tym Guillermo Farinasa.

Farinas, zamknięty w szpitalu Arnaldo Milian Castro w mieście Santa Clara, odmawia jedzenia, póki reżim nie pozwoli wszystkim Kubańczykom na wolny dostęp do internetu. Głodówkę rozpoczął, kiedy bezpieka zabroniła mu oraz 15 jego współpracownikom wstępu do kafejki internetowej, skąd wysyłali korespondencje do emigracyjnych gazet i agencji kubańskich.

Farinas jest weteranem niezależnego dziennikarstwa na Kubie. Z wykształcenia psycholog od lat kieruje agencją Cubanacan Press, sam pisze i publikuje w sieci artykuły o sytuacji na Kubie. Gdy policja odcięła go od internetu, napisał list do Fidela Castro, że gotów jest zagłodzić się na śmierć. Reporterom bez Granic powiedział: "Chcę, żeby wszyscy Kubańczycy mieli prawo łączyć się z siecią i by prasa niezależna mogła swobodnie pisać o tym, co robi rząd. Jeśli muszę zostać męczennikiem tej sprawy, to nim będę". Farinas ma do odsiedzenia sześcioletni wyrok więzienia z 2003 r., zawieszony ze względu na zły stan zdrowia.

Dziennikarz żąda, by reżim Castro przestrzegał podpisanej przez siebie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, która gwarantuje obywatelom swobodny dostęp do wolnej informacji. - Mamy moralny obowiązek jako niezależni dziennikarze informować o wszelkich nadużyciach reżimu oraz o opiniach, jakie ten reżim uważa za sprzeczne ze swoją ideologią. Musimy informować o gwałtach i przemocy, które spotykają na Kubie naszych braci. Sam w tym względzie jestem bezsilny, jeśli zabrania mi się dostępu do sieci, i jedyne, co mogę zrobić, to ogłosić strajk głodowy. I jeśli trzeba, poświęcić życie" - oświadczył Farinas .

Dotychczasowe protesty, m.in. czeskiej organizacji Ludzie w Potrzebie, słowackiej fundacji Pontis oraz Reporterów bez Granic, a także interwencje zachodnich dyplomatów w Hawanie nie przyniosły rezultatu.

"Apelujemy do sumień wszystkich ludzi dobrej woli, by zażądali od Fidela Castro dostępu do internetu dla dr. Farinasa. Nie chcemy kolejnego męczennika za sprawę wolności i sprawiedliwości na Kubie! Było ich już dziesiątki tysięcy! Dosyć!" - napisali wczoraj w dramatycznym apelu członkowie organizacji kubańskich uchodźców w USA Most Miami-Kuba.