Jerzy Kos został uprowadzony w Iraku w czerwcu 2004 r. Pojechał tam z ramienia firmy budowlanej Wrocławska Jedynka. Porwano go razem z 26-letnim Radkiem Kadrim, który był pośrednikiem polskich firm mających kontrakty w Iraku. Gdy skrępowanego Kosa więziono na południu kraju, Radek Kadri zerwał więzy na rękach i uciekł z innego samochodu. Kos trafił do niewoli z trzema robotnikami z Włoch. Po tygodniu wszyscy zostali szczęśliwie odbici przez Amerykanów.
Włosi od razu ruszyli ze śledztwem, chcąc wyjaśnić, kto stał za porwaniem ich obywateli. Wkrótce próbowała to sprawdzać także wrocławska prokuratura. Jednak przez rok nie posunęła się naprzód. Pojawiły się plotki. Jerzy Kos sugerował, że z jego porwaniem mogli mieć związek polscy konkurenci Jedynki, którzy liczyli w Iraku na kontrakty budowlane. Nie wykluczono także porwania dla okupu.
Efektów śledztwa nie było. Polacy i Włosi poprosili o pomoc Amerykanów. I to był dobry ruch. Prokuratorzy mają już namiary na dwóch Irakijczyków, które - jak wiemy nieoficjalnie - zebrał amerykański wywiad. - Otrzymaliśmy dane o dwóch osobach, które pilnowały porwanych w miejscu ich ukrycia - potwierdza Leszek Karpina, rzecznik wrocławskiej prokuratury. Zapewnia, że informacje wystarczą, aby dotrzeć do Irakijczyków. A ich przesłuchanie może wyjaśnić, kto stał za porwaniem. Są jednak dwie przeszkody: Polska nie ma z Irakiem umowy o ekstradycji, a poza tym trwa tam wojna. - Nikt nie pojedzie do Iraku, aby zatrzymać tych ludzi. Tym bardziej jeśli są powiązani z ekstremistami - mówi Karpina.
Ten sam problem mają teraz Włosi. Jak zatem wykorzystać amerykańskie informacje? Prokuratorzy mają pewne pomysły, ale nie chcą ujawnić szczegółów. Niewykluczone, że pomogą w tym polskie wojska stacjonujące w Iraku.
Jerzy Kos ma nadzieję, że w końcu wyjaśni się zagadka jego porwania. - Mam wiele domysłów, że za porwaniem mogli stać ludzie, z którymi robiłem interesy. Dlatego chcę w końcu znać prawdę - mówi.