Małżeńskie szczęście Casanovy

W ?Casanovie? Lasse Hallströma podoba mi się mylenie tropów i użycie mitu uwodziciela wszech czasów do pochwały miłości i małżeństwa

Komedia Hallströma o Casanovie przywołuje bohatera, który nie wydaje się dziś postacią modną. Legendarny kochanek żyjący od przygody do przygody, bożyszcze kobiet, ale też idol mężczyzn dokonujący swoich podbojów niejako w naszym imieniu nie całkiem pasuje do epoki równouprawnienia.

Co miałby robić Casanova, uwodziciel zakonnic i czternastolatek, w czasach, gdy przypadkowe dotknięcie nieznajomej kobiety może być poczytane za seksualną agresję? Z drugiej strony Casanova jest antywzorem dla konserwatywnych strażników moralności publicznej. W pisanych pod koniec życia "Pamiętnikach" wyraża credo hedonisty i libertyna: "szczęśliwi ci, którzy wiedzą, jak osiągać przyjemności, nie krzywdząc nikogo; obłąkani ci, co wyobrażają sobie, że Wszechmogący gustuje w ofiarowanym Mu cierpieniu, postach, wstrzemięźliwości...".

Zapach kobiety

Casanova nie mieści się w ramach politycznej poprawności. Ścigany przez inkwizycję w pewnym okresie życia był agentem jezuitów. Wierzył w Boga i w swoich "Pamiętnikach" polemizował z "tak zwanymi wolnomyślicielami". Obdarzony wieloma talentami próbował z powodzeniem różnych sztuk i nauk. Na warszawskich obiadach czwartkowych toczył erudycyjne dyskusje z królem Stasiem i "uroczym biskupem Krasickim". Smakosz, wielbiciel "neapolitańskich makaronów, hiszpańskiej olla podrida, nowofundlandzkich dorszy" oraz serów, które, jak pisze, "osiągają swój doskonały stan wtedy, gdy zrodzone z ich treści maleńkie żyjątka zaczynają dawać pierwsze oznaki życia", wśród zmysłowych przyjemności na pierwszym miejscu stawiał "aromat ukochanej kobiety". Każda z nich była tą jedyną, pełną, prawdziwą miłością. A że traktował je po partnersku, wyposażając w wiedzę, za którą potem były mu wdzięczne, świadczy jego korespondencja z pewną Henriettą, którą poznał jako 23-latek, a która pół wieku później, w roku jego śmierci, przypominała mu się listem "pełnym dowcipu i pikanterii".

Genialny skądinąd film Federica Felliniego o Casanovie był okrutną demaskacją erotomana, zakochanego w sobie Narcyza, który pod koniec życia żałuje lat zmarnowanych na miłostki, uważając się za niespełnionego poetę i filozofa. On sam przedstawia siebie inaczej, jako zadowolonego z siebie wagabundę: "Nigdy nie miałem przed oczami żadnego wyznaczonego celu. Mój system, jeśli można go tak nazwać, polegał na beztroskim poddawaniu się strumieniowi życia. Ufałem każdemu wiatrowi, który uderzał w moje żagle".

Nowy purytanizm zamiast inkwizycji

Nie ma dziś inkwizycji, która ścigała prawdziwego Casanovę, ale jest nowy purytanizm. U Hallströma XVIII-wieczna Wenecja, do której przybywa Casanova (Heath Ledger), dwudziestoparoletni, a już sławny, reprezentuje współczesny świat, w którym ścierają się ze sobą - niczym dwie polskie parady - liberalna popkultura i autorytarna cenzura obyczajowa.

W Wenecji Hallströma jest także ruch feministyczny. Casanova, uciekając po dachach przed policją kardynała, trafia do auli uniwersyteckiej, gdzie młoda intelektualistka Francesca (Sienna Miller) w czarnym doktorskim płaszczu i z przyklejonymi wąsami protestuje przeciwko "uciemiężeniu kobiet".

Oboje, Francesca i Casanova, niezależnie od siebie są ścigani przez inkwizycję: on za rozpustę, ona za wywrotowość. Jest między nimi jeszcze inna analogia: oboje mają się żenić pod przymusem. Casanova na rozkaz doży, który w ten sposób chce uspokoić biskupa Pucciego (Jeremy Irons), Francesca pod presją swojej matki, wdowy (Lena Olin, żona reżysera), która widzi w tym ożenku ratunek dla rodziny pogrążonej w finansowych tarapatach.

Nie zdradzę żadnego fabularnego sekretu, bo jest on do przewidzenia od pierwszych scen, kiedy powiem, że z tych interesownych małżeństw nic nie wyjdzie. Jak przystało na komedię romantyczną, która piętrzy perypetie i erotyczne qui pro quo, aby oczyścić grunt pod miłość prawdziwą, Casanova połączy się z Francescą. Hallström narusza tu historyczną prawdę i robi wyłom w legendzie, znajdując zresztą zabawne uzasadnienie dla tego odstępstwa.

Cóż za konserwatywny unik: zakończyć historię mitycznego uwodziciela wszech czasów formułką "żyli długo i szczęśliwie"?

Maska anarchisty

Nie pogardzałbym jednak tym happy endem. Podoba mi się u Hallströma dawanie widzowi sprzecznych sygnałów, mylenie tropów, łączenie ognia z wodą, użycie mitu Casanovy do nieoczekiwanej pochwały małżeństwa.

W weneckich zaułkach w tempie stylizowanego muzycznego allegra odbywa się gra masek. Ożywają stare schematy akcji: nagłe zwroty, pościgi, śledzenie zza węgła, przebieranki, ucieczki, niespodziewane związki. Hallström bawi się kinem, próbuje - chwilami z powodzeniem - nadać mu werwę "Toma Jonesa" czy "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Nie ma tu wprawdzie gryzącej ironii Richardsona ani nostalgiczności Hasa, ale jest rys inny, własny, który przebija w tym , bądź co bądź, komercyjnym przedsięwzięciu.

Reżyser pamiętnego "Co gryzie Gilberta Grape'a" i "Kronik portowych" w swoich filmach w paradoksalny sposób łączy ducha anarchii z afirmacją życia. Nawet jego najbardziej komercyjne filmy są w gruncie rzeczy historią inicjacji, pogodzenia z życiem. Anarchia jest tu przebraniem, maską, która pozwala bohaterowi ukryć się przed inkwizycją i na własną rękę szukać prawdy i dobra.

Przybywający do Wenecji Casanova, symbol wolności, poprzedzony sławą skandalisty, jak gwiazdor popkultury, uruchamia lawinę pomyślnych wydarzeń. Tak więc nieśmiały, pryszczaty chłopak marzyciel doświadczy radosnego wtajemniczenia, które zrobi z niego nowego donżuana. Napalonej dziewicy trafi się erotyczna przygoda - pod stołem - w której nie straci atrybutu cnoty będącej jej posagiem. Podstarzały zalotnik spotka ciepłą wdówkę, której nie będzie przeszkadzał jego wydatny brzuch. A wieczny uwodziciel znajdzie sobie towarzyszkę życia równie niezależną jak on. Doża będzie zadowolony. Tylko inkwizytor zostanie wystrychnięty na dudka.

Za wstawiennictwem Casanovy na złość policyjnym moralistom każdy dostanie swoją porcję szczęścia, choćby to miało być szczęście małżeńskie.