Celem izraelskiej akcji był Ahmed Sadat, przywódca Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, lewackiej grupy, która w latach 70. wsławiła się kilkoma zamachami i porwaniami samolotów, ale potem została przyćmiona przez islamskich radykałów z Hamasu i Islamskiego Dżihadu. Od czterech lat Sadat siedział w celi w Jerychu, słynnym biblijnym mieście, którego mury zawaliły się na dźwięk izraelskich trąb. Obecnie Jerycho leży na palestyńskim Zachodnim Brzegu Jordanu. Jego drugie oblężenie przez lud Izraela rozpoczęło się wczoraj z rana.
Do cichej oazy na pustyni, w której znajduje się więzienie, zajechało kilkadziesiąt wojskowych gazików i kilka czołgów. Buldożery zburzyły zewnętrzne mury i rozpoczęło się wielkie wyłapywanie zarówno więźniów, jak i klawiszów. Część z nich była tak zaskoczona, że wpadała w ręce żołnierzy w pidżamach lub bieliźnie. - Mamy już 180 Palestyńczyków, ale jeszcze żadnego z tych, po których przyjechaliśmy - mówił po południu jeden z oficerów biorących udział w akcji. - To bardzo proste: tamci albo wyjdą sami, albo zostaną zabici.
52-letni Sadat razem z kilkoma towarzyszami i częścią klawiszów zabarykadował się w jednym z budynków i na bieżąco udzielał telefonicznych wywiadów telewizji al Dżazira. - Morale mamy wysokie, zginiemy jak prawdziwi mężczyźni! - wrzeszczał, przekrzykując wybuchy, helikoptery i megafony wzywające go do złożenia broni. Ostatecznie jednak skończyło się na szumnych zapowiedziach, obrońcy poddali się o siódmej wieczorem. W szturmie zginęli więzień i strażnik, a 23 Palestyńczyków jest rannych.
Przywódcy islamskiego Hamasu, którzy właśnie przejmują władzę w Autonomii Palestyńskiej po zwycięstwie w styczniowych wyborach parlamentarnych, publicznie zapowiadali, że rozważają uwolnienie Sadata. Od 2002 r. siedział on w Jerychu za zabójstwo izraelskiego ministra transportu Rehavama Zeeviego w 2001 r. LFWP przyznał się wtedy do zorganizowania zamachu w zemście za zabicie swojego działacza. Jednak palestyński sąd najwyższy już trzy lata temu orzekł, że bezpośredni udział Sadata nie został udowodniony i nakazał jego zwolnienie.
Izraelczycy zapowiadali wtedy, że natychmiast po ewentualnym uwolnieniu Sadata go zabiją, ale wczoraj postanowili nie czekać na rozwój wypadków. - Operację antyterrorystyczną w Jerychu osobiście zlecił wicepremier Ehud Olmert - ogłosił rzecznik rządu. Opinia silnego i zdecydowanego przywódcy bardzo przyda się Olmertowi zastępującemu pogrążonego w śpiączce Ariela Szarona, bowiem już za dwa tygodnie w Izraelu odbędą się wybory parlamentarne. Hamas oskarżył wczoraj Olmerta, że chce je wygrać za pomocą palestyńskiej krwi. Z kolei umiarkowany prezydent Abbas potępił atak na Jerycho i ogłosił, że wcale nie zamierzał Sadata wypuszczać.
Cztery lata temu po mediacji USA Izraelczycy zgodzili się, żeby Sadat i jego wspólnicy zostali osądzeni i osadzeni w Autonomii. Ich więzienia mieli jednak pilnować międzynarodowi obserwatorzy. I było tak do wczorajszego ranka, kiedy kilku obserwatorów z USA i Wielkiej Brytanii niespodziewanie opuściło służbę. Szturm rozpoczął się kilkanaście minut później.
Ten zastanawiający zbieg okoliczności rozjuszył Palestyńczyków, którzy uznali, że Anglosasi spiskowali z Izraelem, a przynajmniej znali termin ataku. Londyn i Waszyngton zaprzeczają i przypominają, że tydzień temu zapowiedziały wycofanie obserwatorów w obawie o ich bezpieczeństwo. Jednak palestyńscy bojówkarze nie dali się przekonać.
W palestyńskiej Strefie Gazy, oazie bezprawia i chaosu, lokalni watażkowie zapowiedzieli, że każdy przybysz z USA czy Wielkiej Brytanii zostanie porwany lub zabity. Grupy uzbrojonych mężczyzn podpaliły tamtejszy British Council, atakowały też przedstawicielstwo UE.
Na ulice Gazy wyległy setki demonstrantów, a grupy bojówkarzy rozpoczęły systematyczne polowanie na obcokrajowców. Z pokojowego hotelu uprowadzono dwóch koreańskich dziennikarzy. Ich los podzielił szef Czerwonego Krzyża w Gazie (Szwajcar). Lewicowe brygady Che Guevary porwały dwie działaczki humanitarne z Francji. Porwano też Amerykanina i dwóch Australijczyków, ale ich zaraz odbiła palestyńska policja. Wieczorem władze Autonomii podały, że wszyscy obcokrajowcy, którzy nie zostali jeszcze porwani, już wyjechali ze Strefy Gazy.