Postulat zakazu handlu w niedzielę zgłosił we wtorek w Sejmie lider Samoobrony Andrzej Lepper.
Ustawa miałaby być uchwalona w ciągu trzech miesięcy, a weszłaby w życie w grudniu tego roku.
- Jest klimat polityczny, aby sprawę raz na zawsze unormować - przemawiał Lepper. - PiS, Liga Polskich Rodzin i Samoobrona mają razem siłę, by to zrobić.
Siedzący obok marszałka poseł Andrzej Mańka z LPR kiwał głową z aprobatą.
Argumenty za? Mniejsze i większe ograniczenia handlu w niedziele obowiązują w 19 na 25 krajów Unii (m.in. w Niemczech i we Francji). Pod drugiej stronie barykady są np. Irlandia, Czechy i Szwecja.
Wprowadzenie zakazu popierają związki zawodowe i Kościół katolicki. Ich zdaniem ten dzień ludzie powinni spędzać z rodziną, a nie w centrach handlowych. "Pracownik nie może być uważany jedynie za siłę roboczą, to są matki i ojcowie, żony i mężowie, którym trzeba zagwarantować prawo do życia rodzinnego" - napisali 30 grudnia biskupi w liście na Święto Świętej Rodziny.
LPR i Samoobrona chcą, aby zakaz handlu dotyczył tylko dużych sklepów - zatrudniających powyżej pięciu osób. To się podoba drobnym sklepikarzom, którzy uważają, że wielkie sieci handlowe ich niszczą.
- Teraz wszystko leży w rękach PiS - konkludował Lepper.
A co na to PiS?
- Rząd tym problemem zajmie się za tydzień - powiedział "Gazecie" rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz.
Jaka będzie decyzja?
- W PiS dominuje życzliwość wobec zakazu handlu w niedziele - to już szef sejmowej komisji gospodarki Artur Zawisza.
Poseł Zawisza ma jednak wątpliwości co do szczegółów propozycji współczłonków paktu stabilizacyjnego. Małe sklepy mogłyby więc w niedziele pracować, a duże nie: - To może być sprzeczne z konstytucją - twierdzi.
Dlatego Zawisza chce, aby zakazać handlu w ten dzień wszystkim sklepom. Wyjątki? Stacje benzynowe, sklepiki na lotniskach, dworcach kolejowych, w miejscowościach turystycznych.
LPR i Samoobrona razem z zakazem handlu w niedziele chcą także przeforsować ograniczenia w budowie hipermarketów.
Jak wynika z projektu Samoobrony (jest on w tzw. pakcie stabilizacyjnym), władze miast do 15 tys. mieszkańców nie mogłyby wydać zgody na otwarcie sklepu z żywnością o powierzchni powyżej 400 m kw. Podobna reguła obowiązywałaby w miejscowościach od 15 tys. do 50 tys. mieszkańców, np. w Grodzisku Mazowieckim nie można by otwierać sklepów większych niż 600 m kw.
Partii Jarosława Kaczyńskiego ten pomysł już się nie podoba. Brutalnie przejechała się po nim we wtorek również Platforma Obywatelska.
- W projekcie ustawy metraże są tak dobrane, by kłopotów uniknęły markety należące do posła Samoobrony - mówił Jan Rokita, ale nie chciał wymienić nazwiska posła, którego PO podejrzewa o interesowność. Zdradził tylko, że jest to poseł wnioskodawca.
Chodzi o Waldemara Nowakowskiego, szefa spółki Lewiatan, do której należy sieć sklepów i hurtowni spożywczych i chemicznych.
A co na to wszystko sklepy?
Wielkie sieci nawołują: poczekajmy. Ludzie stracą pracę w wielkich sklepach, a mamy już niemal 20-proc. bezrobocie. Zbijmy je do 5-10 proc. Nie stać nas jeszcze na wprowadzenie zakazu handlu w niedziele. Niemcy i Francuzi ze swoich restrykcji się wycofują.
- Zamknięcie sklepów w niedziele walnie we wszystkich - mówi nam dosadnie Andrzej Maria Faliński z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. W kogo?
W pracowników, bo zmniejszy się czas pracy w sklepach. Część ludzi straci robotę. Sieci szacują, że będzie to 60 tys. osób zarówno z drobnych osiedlowych sklepików, jak i wielkich marketów.
A pracę w handlu znajdują osoby o niskich i bardzo niskich kwalifikacjach, czyli młodzież, bez doświadczenia, odbytej służby wojskowej, kobiety po czterdziestce, nieznające języków obcych, obsługi komputera itp. Tacy ludzie nowej pracy łatwo nie znajdą.
- Oraz w klientów - straszy Faliński - bo wzrosną ceny żywności. Sieci osiągają niskie ceny dzięki dużym obrotom, a obroty wskutek zakazu spadną.
Według ostatnich badań PBS dla "Gazety" przeciw zakazowi handlu w niedziele jest 62 proc. Polaków. Za zakazem - 34 proc.