Pracownicy morskich służb ochrony środowiska, sanepidu, Państwowej Inspekcji Pracy mieli skontrolować statek, ale nie dostali się wczoraj na pokład. Powód? Załoga nie znalazła bezpiecznego trapu. Kontrola rozpocznie się dziś. - Statek zostanie gruntownie skontrolowany. Jeśli będzie jakiekolwiek zagrożenie, nie zgodzimy się na remont w Gdańsku - zapowiada Wiesław Piotrzkowski, kapitan Portu Północnego. - Nawet jeśli mielibyśmy kłopoty prawne czy finansowe z holenderską firmą.
Właściciel statku, spółka Woonbron, chce, żeby po renowacji funkcjonował on jako centrum kongresowe, restauracja, teatr, hotel. Remontu nie chciały się podjąć europejskie stocznie. O tym, że statek jest pełen azbestu, władze polskiego portu dowiedziały się kilkadziesiąt godzin przed jego wpłynięciem do Gdańska. Piotr Kubicz z Gdańskiej Stoczni Remontowej mówi, że jest na nim około tysiąc ton azbestu - tyle mieli mu podać Holendrzy, gdy negocjowali warunki remontu. Rob Hagens, szef spółki Woonbron, zaprzecza: - Podczas budowy jednostki zużyto 180 ton czystego azbestu. Usuniemy około 100 ton, reszta może zostać, gdyż nadal spełnia swoją funkcję i nie stanowi zagrożenia dla ludzi.
Za przebudowę odpowiada polski oddział wywodzącej się z Holandii firmy Imtech, która ma robić remont instalacji elektrycznej. Kto usunie azbest? - Nie wybraliśmy jeszcze firmy - mówił wczoraj Hagens, choć Stanisław Kotlarz z Imtechu zapewniał wcześniej, że firma już jest i ma potrzebne pozwolenia.
Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, uspokaja: - Spokojnie, przecież nas też obowiązują unijne przepisy. A gospodarka odpadami niebezpiecznymi jest w ogóle pod szczególną kontrolą.
Remont "Rotterdamu" w Polsce ma kosztować ok. 20 mln euro. W Holandii byłby kilkakrotnie droższy - taki powód wyboru Gdańska podają właściciele jednostki.