Według obowiązującego w Polsce prawa orzekaniem o tym, kto był agentem komunistycznej bezpieki, zajmuje się sąd lustracyjny. Jednak IPN wydaje osobom uznanym za pokrzywdzone zaświadczenia, w których rozszyfrowuje pseudonimy agentów. Część pokrzywdzonych upublicznia te nazwiska. Poprzedni szef IPN prof. Leon Kieres dystansował się od tej praktyki. Przypominał, że Instytut nie został powołany do celów lustracyjnych.
We wczorajszym oświadczeniu prezes Kurtyka napisał, że IPN pod jego kierownictwem będzie "wspierał tego rodzaju przedsięwzięcia". Stwierdził też, że nie zgadza się, by akcję upubliczniania nazwisk osób uznanych przez IPN za agentów nazywać "dziką lustracją". W pierwszej wersji oświadczenia prezes zaapelował wręcz o to, by każdy, kto otrzyma listę agentów, podawał ją do wiadomości publicznej: "Apeluję (...) do osób pokrzywdzonych znających już personalia (...) agentów o podejmowanie decyzji o ich ujawnieniu, kierując się zasadą pełnej otwartości" - napisał Kurtyka.
Po paru godzinach biuro prasowe Instytutu przesłało wersję złagodzoną, wyjaśniając, że pierwsze oświadczenie "było nieprecyzyjne". Fragment dotyczący ujawniania nazwisk agentów brzmi w niej tak: "Apeluję (...) do osób pokrzywdzonych znających już personalia (...) agentów, aby decydując się na ich ujawnienie, podawali także swoje personalia, kierując się zasadą pełnej jawności. Jest to ważne dla uwiarygodnienia lub weryfikacji informacji podawanych przez media niekiedy w tonie sensacyjnym".
Dlaczego prezes wycofał się z apelu o ujawnianie nazwisk współpracowników bezpieki? - Nie to było główną intencją apelu prezesa. Chodziło nam przede wszystkim o to, by wezwać media i osoby pokrzywdzone ujawniające nazwiska agentów do tego, by podawały pełną informację na ten temat, łącznie ze źródłem, skąd ta informacja pochodzi - przekonuje rzeczniczka IPN Dorota Kalita. Kalita podkreśla, że apel Kurtyki związany jest z narastającym zjawiskiem ujawniania w mediach danych IPN na temat agentury. Rzeczniczka dodała też, że prezesowi nie chodziło o jakiś konkretny przypadek.
Zdziwiony apelem Kurtyki jest członek Kolegium IPN prof. Andrzej Paczkowski. - Ten apel nie ma mocy sprawczej - podkreśla i żałuje, że prezes nie skonsultował się wcześniej z Kolegium, chcociaż przyznaje, że Kurtyka nie miał takiego obowiązku.
Próbowaliśmy wczoraj skontaktować się z samym Kurtyką. Ale prezesa nie było wczoraj w Warszawie, był Krakowie i nie chciał z nami rozmawiać.