Wilhelm Sasnal na wystawie w Van Abbemuseum w Eindhoven

To, co ciekawi w Sasnalu, to zobaczona inaczej Europa. Bo Europa i jej granice są tematem wystawy Sasnala oraz dwojga artystów z Izraela i Rumunii otwartej w ubiegłym tygodniu w Van Abbemuseum w Eindhoven

Wilhelm Sasnal to dziś najbardziej znany polski malarz pokolenia trzydziestolatków. Od kilku lat wystawia i sprzedaje na Zachodzie, w Polsce z rzadka tylko można zobaczyć pojedyncze jego obrazy na wystawach zbiorowych. Ostatnio było o nim głośno, kiedy jego obrazy pokazano pod szyldem "Triumf malarstwa" w słynnej londyńskiej galerii Saatchi. Jednak nie tego rodzaju wystawy robione w celu nakręcenia koniunktury na malarstwo są dla niego i dla jego sztuki najważniejsze. Ważne są takie, jak ostatni pokaz w Eindhoven, przemysłowym mieście położonym na południu Holandii, o półtorej godziny jazdy pociągiem od Amsterdamu.

Van Abbemuseum zbudowano w 1936 r., w latach 60. jego ówczesny dyrektor kupił zbiór prac rosyjskiego konstruktywisty El Lissitzky'ego i tej tradycji rewolucyjno-społecznej muzeum do dziś jest wierne. Jest w tej chwili jedną z najciekawszych, najbardziej dynamicznych instytucji sztuki w Holandii, zwłaszcza że do 2008 r., kiedy będzie otwarty nowy gmach, amsterdamskie muzeum Stedelijk pokazuje tylko wystawy czasowe.

Ekspozycja sztuki nowoczesnej zaaranżowana w Eindhoven przez nowego (od 2004) dyrektora Charlesa Eschego jest fantastyczna. Prace współczesnych artystów wciągnął on w historyczną kolekcję, następują zderzenia, spotkania, eksplozje. Charles Esche urodził się w Niemczech Wschodnich, mieszkał w Wielkiej Brytanii, prowadził już galerię w Malmö i w Glasgow, kilka razy był kuratorem biennale sztuki współczesnej w Istambule; w Eindhoven przewietrza on kulturę europejską na różne sposoby. Wystawa Wilhelma Sasnala, a także towarzyszące jej dwa duże pokazy indywidualne Izraelki Yael Bartana i Rumuna Dana Perjovschi, to część tego przeciągu.

Z kliszy i z głowy

W Eindhoven Wilhelm Sasnal pokazuje ponad 30 obrazów z lat 2004-05, trzy nowe filmy oraz kilka starszych i już sławnych kompozycji. Nowe płótna są zaskoczeniem.

W Eindhoven zobaczyłam np. cykl obrazów, który powstał - jak wytłumaczył mi artysta - na podstawie fotografii ze starej książki o Mościcach, dzielnicy Tarnowa. W końcu lat 20., za prezydentury Ignacego Mościckiego, wzniesiono tu Państwową Fabrykę Związków Azotowych, do dzisiaj zresztą działającą. Widzimy przemysłowe pejzaże i portret przedwojennego dyrektora fabryki. Chodzi o marzenia z końca lat 20., o tamtą Polskę, o niezrealizowany projekt nowoczesności. Do tej epoki, która zaczęła się dobrze, a skończyła źle, już wcześniej zresztą Sasnal wracał. Z 2003 r. pochodzi jego mistyczny portret Gabriela Narutowicza z twarzą ledwo wyłaniającą się z czarnego tła, jakby z prześwietlonej kliszy.

Obrazy z Mościc odwołują się do spetryfikowanych turystyczno-propagandowych ujęć z książki poświęconej promocji regionu oraz do pamięci i biografii samego artysty, który urodził się i mieszka w Tarnowie. Niezwykłe jest to, że ta tematyka, z pozoru marginalna i niedotycząca nikogo poza naszym podrzędnym kawałkiem Europy, kogokolwiek poza nami obchodzi. Dlaczego?

Sasnal nie sili się na bycie globalnym i jest przez to interesujący. Przekaz, który zawierają jego obrazy, dotyczy być może tylko małego kawałka świata. Ale kwestia modernizacji, realizacji nowoczesnej utopii ważna jest zarówno dla Polaków, jak i dla Holendrów. Ważne też jest to, jak się o niej mówi. Sasnal nie prowadzi naiwnej relacji o starych czasach, on cały czas gra z różnymi konwencjami. Portret dyrektora fabryki wykonany jest w stylistyce późnego kubizmu, pejzaże przemysłowe są za to z lekka surrealistyczne, ale też mają coś z klimatu "nowoczesności" lat 50. I tak dalej. Przez te zabiegi obrazy o postępie mają w sobie specjalnie przez artystę wypracowany urok "starzyzny".

To sztuka nie tylko z kliszy, ale także z przeżycia, z głowy. To przeżycie objawia się w niej, kiedy artysta sięga już nie tylko do własnej biografii, ale do własnego życia, a więc do prywatności, do emocji.

Portrety kobiet są najmocniejszym tego wyrazem, wszystkie krążą gdzieś wokół tematu przemijania. Najbardziej przejmujący jest "Portret (czaszka)", gdzie twarz kobiety przypomina maskę afrykańską z czarnymi wycięciami oczu. Jest groźna, a jednocześnie ironiczna. Ma coś z klimatu tego obrazu van Gogha, na którym sportretował on czaszkę ludzką z papierosem wciśniętym między zęby.

Azja i Europa

Sasnal jest ironistą do końca. Znakomity obraz "Azja" powstał po podróży na Ural: na jakimś stepie, w pełnym słońcu, wbite w ziemię patyki układają się w napis "Azja". Ozdobione piórami wyglądają jak resztki indiańskiego pióropusza. Ale to Europa, nie Azja jest tematem tego obrazu, jej granice, jej świadomość pokazana w satyrycznym świetle jako świadomość cywilizacji skierowanej przeciw temu, co barbarzyńskie i dzikie, a czego tak naprawdę nie ma. Step jest pusty.

Europa jest też tematem dwóch pozostałych indywidualnych wystaw, które otwarto w sobotę razem z wystawą Sasnala. Izraelska autorka filmów wideo Yael Bartana oraz rumuński rysownik Dan Perjovschi to dla Polaka świetne towarzystwo. Tak jak on są przybyszami spoza centrum. Czują się uczestnikami kultury Zachodu, ale opisują Europę na swój własny sposób. Bartana w swoich filmach mówi o tym, jak wzorce kultury masowej rozpraszają się życiu codziennym Izraela. Film "Kings of the Hill" pokazuje beznadzieję i jałowość zawodów, jakie urządzają sobie mężczyźni w Tel Awiwie: w samochodach terenowych godzinami rozjeżdżają wzgórza na morskim nabrzeżu. Bartana filmuje też wyścigi konne w Liveropoolu, pokazując je jako marny i tandetny cyrk.

Perjovschi jest rysownikiem znanym w Rumunii z politycznej satyry w tygodnikach. Na ścianach wysokiego holu muzealnego zrobił doskonały fresk ze swoich pieprznych kawałków na temat stylu życia Unii Europejskiej. Nie ma tu pretensji, jest żart i luz. Do moich ulubionych należy rysunek przedstawiający dwie pary spodni - całe z ceną 25 euro i podarte z ceną 125 euro.

"Wilhelm Sasnal - obrazy i filmy", Van Abbemuseum, Eindhoven, Holandia, 18 lutego-30 kwietnia.