Obrońcy zwierząt coraz bardziej radykalni

Podpalenia, dewastacje, a nawet kradzież zwłok z cmentarza - do takich metod uciekają się brytyjscy obrońcy zwierząt laboratoryjnych

Walcząc z uciskiem zwierząt, trzeba uciekać się do przemocy. Jeśli naukowcom prowadzącym doświadczenia przydarzy się coś złego, zniechęci to kolejnych. Nie sądzę, by trzeba było zabić wielu. W zamian za 5, 10 czy 15 istnień ludzkich można by uratować milion, 2 miliony, 10 milionów zwierząt - mówił tygodnikowi "The Observer" Jerry Vlasak, działacz radykalnych brytyjskich organizacji broniących zwierząt.

Od kilku lat na Wyspach trwa kampania zastraszania, a nawet atakowania naukowców zaangażowanych w eksperymenty na zwierzętach.

Laboratorium na celowniku

Nie kończy się na telefonach czy listach z pogróżkami. Trzy miesiące temu działacze podpalili samochód rodziny Alexandra Granta, byłego szefa brytyjskiego oddziału szwajcarskiej firmy farmaceutycznej Roche. Pożar auta niemal doprowadził do spalenia domu, w którym byli żona i syn Granta.

Przed wykonaniem planu obrońców zwierząt nie powstrzymało to, że Grant zmarł na krótko przed atakiem. W internecie ostrzegli jego następców: "Twoje decyzje będą cię prześladować zawsze, nawet wtedy, gdy ciebie już nie będzie".

Roche jest na celowniku działaczy praw zwierząt, bo korzysta z usług laboratorium Huntingdon Life Sciences (HLS) w okolicach Cambridge, największej takiej placówki w Europie. Powstała nawet organizacja Stop Huntingdon Animal Cruelty (Powstrzymać Okrucieństwo wobec Zwierząt w Huntingdon) - SHAC.

John, informatyk od 30 lat pracujący w w tym laboratorium, tak opisuje swoje kłopoty z obrońcami zwierząt: "Ostatnio rano odkryłem, że dwa moje samochody obrzucono śmieciami i ozdobiono graffiti" mordercy szczeniąt ". Auta miały przebite opony, jeden samochód nie nadawał się już do użytku. Napisy były też na moim domu. Teraz trzymam auto u przyjaciela i za każdym razem, gdy chcę z niego skorzystać, muszę jechać rowerem 2,5 km. W weekend zauważyłem, że moje nazwisko, adres i numer telefonu pojawiły się na stronie SHAC, co jest zaproszeniem dla lokalnych działaczy, by mnie napastowali. Bardzo się cieszę, że z końcem miesiąca idę na emeryturę. Będę mógł sprzedać dom i się wyprowadzić".

Ukradli zwłoki

Organizacje broniące zwierząt istnieją na Wyspach od lat. Mają się czym zajmować - Wielka Brytania jest oprócz m.in. Polski jednym z większych europejskich ośrodków prowadzenia badań na zwierzętach. Rocznie przeprowadza się tam blisko 3 mln eksperymentów. Wyjątkowo aktywny Front Wyzwolenia Zwierząt wywodzi się z grupy walczącej z polowaniami na lisy, która powstała w 1824 r. Już wtedy uciekali się oni m.in. do podkładania na polowaniach bomb dymnych. W ostatnich latach liczba brutalnych działań jednak rośnie.

Najbardziej obrzydliwie obrońcy zwierząt postąpili wobec rodziny Hallów, rolników z hrabstwa Stafford, którzy hodowali świnki morskie do eksperymentów. W 1999 r. Front ogłosił przeciw nim krucjatę. Rodzinie grożono śmiercią, wybijano szyby, podłożono atrapę bomby, niszczono samochody, próbowano podpalić dom. Gdy to nie poskutkowało, zaczęto napastować nie tylko ich samych, lecz wszystkich, którzy mieli z farmą coś wspólnego: dostawcę paliw, sprzątaczkę, a nawet lokalny pub.

Farmerzy nie uginali się pod presją. Do czasu, gdy z lokalnego cmentarza zniknęło ciało ich babci pochowanej tam siedem lat wcześniej. Obrońcy zwierząt poinformowali, że to zemsta za świnki. A rodzina Hallów ogłosiła, że po 30 latach przestaje je hodować i przechodzi na tradycyjne rolnictwo. Poprosiła za pośrednictwem mediów o oddanie ciała babci. Policji dotychczas nie udało się jednak ustalić, kto je zabrał.

Robotnicy kryją twarze

Obrońcy zwierząt, przede wszystkim ci niełamiący prawa, odnieśli wiele sukcesów. W całej UE istnieją ustawy ograniczające możliwość badań na zwierzętach. W 2003 r. Unia przyjęła dyrektywę zakazującą testowania na zwierzętach kosmetyków. Z niewielkimi wyjątkami wejdzie ona w życie w 2009 r.

Ale w Wlk. Brytanii część radykalnych działaczy uznała, że to za mało. Ich ataki stały się na tyle poważnym problemem, że w 2005 r. rząd zaostrzył kary za tego typu występki. Na niewiele to się zdało.

Działacze praw zwierząt uderzają nie tylko w laboratoria i ośrodki naukowe, lecz także we wszystkich, którzy z nimi współpracują. Uniwersytet w Oksfordzie zmuszony był na 18 miesięcy wstrzymać budowę laboratorium, gdzie do badań używane będą zwierzęta. Zabrakło chętnych do postawienia budynku. Obrońcy zwierząt, by pokazać, że nie żartują, spalili uniwersytecki hangar, w którym trzymane były kajaki.

Niedawno wznowiono budowę. Robotnicy pracują z zakrytymi twarzami, by nikt nie mógł ich rozpoznać. Wszyscy nowo zatrudniani są dokładnie sprawdzani, a studenci wprowadzający gości na kampus rejestrowani.

Radykalni obrońcy zwierząt chwalą się w internecie swoimi wyczynami: "Front Wyzwolenia Zwierząt rozpoczął 2006 rok od ostrzeżenia rozesłanego do wszystkich klientów laboratorium Huntingdon. Do 150 sąsiadów dyrektorów trzech firm farmaceutycznych korzystających z usług HLS poszły listy - rzekomo od policji - stwierdzające, że są oni gwałcicielami z wyrokami na koncie".

Kolejny komunikat opisuje, jak działacze Frontu namalowali slogany na domu pracownika koncernu GlaxoSmithKline: "Mamy nadzieję, że zrozumie on ostrzeżenia i porzuci swą chorą i niemoralną posadę. Jeśli nie, to wrócimy i tym razem pozostawimy na jego progu nie tylko mokrą farbę".