Ptasia grypa we Francji - panika na rynku drobiu

Jedna dzika kaczka zarażona wirusem ptasiej grypy wystarczyła, by w całej Francji w panikę wpadli konsumenci. Sprzedaż drobiu leci na łeb, na szyję

W sobotę francuskie władze potwierdziły: martwy ptak znaleziony w miejscowości Joyeux był nosicielem wirusa ptasiej grypy. W promieniu trzech kilometrów od miejsca znalezienia zarażonej dzikiej kaczki francuskie władze utworzyły strefę bezpieczeństwa. Na drogach stanęli żandarmi, którzy sprawdzają, czy nikt nie wywozi z tej strefy jakichkolwiek produktów drobiowych - z jajkami włącznie.

Już wcześniej w całym kraju hodowcom drobiu nakazano, by nie wypuszczali go z zamkniętych pomieszczeń. Dodatkowo w trzech nadatlantyckich regionach kraju weterynarze przeprowadzą masowe szczepienie ptactwa hodowlanego przeciw grypie. Masowego wybijania drobiu na razie się jednak nie przewiduje.

Te nadzwyczajne kroki nie uspokoiły przeciętnych Francuzów. Dosłownie w ciągu kilkudziesięciu godzin sklepy odnotowały spadek sprzedaży drobiu nawet o 30 proc. Eksport został jeszcze mocniej uderzony. - Spadł o 30 do 40 proc. - twierdzi Francis Ranc z koncernu Doux Group.

Francja jest największym europejskim producentem drobiu i - do tej pory - była czwartym eksporterem na świecie. Zaniepokojenie przeciętnych Francuzów i farmerów okazało się na tyle duże, że w ich uspokajanie postanowił się zaangażować prezydent Jacques Chirac. - Podejdźmy do tej sytuacji ze spokojem. Rząd od dawna się przygotowywał na taką ewentualność - powiedział w sobotę Chirac goszczący przez weekend w Tajlandii i w Indiach. Wtórował mu minister zdrowia Xavier Bertrand. - W tym kraju kurczaki można jeść z zamkniętymi oczami - mówił. Lekarze podkreślają: wirus H5N1 ginie w wysokiej temperaturze (nawet 100 stopniach), a nikt przecież nie je surowego mięsa kurzego.

Francja jest szóstym krajem UE, w którym potwierdzono obecność wirusa H5N1.