Posmiertna płyta Jacka Oltera

Mówili o nim: talent wszech czasów, muzyczny geniusz. W pięć lat po tragicznej śmierci Jacka Oltera swoje partie do solowych nagrań trójmiejskiego perkusisty dopisali i dograli Możdżer, Trzaska, Tymański i czterdziestu innych muzyków

Olter współtworzył słynną scenę yassową, która w połowie lat 90. odmieniła oblicze polskiej muzyki improwizowanej. Związany przede wszystkim z jazzem potrafił odnaleźć się praktycznie w każdej stylistyce. Nagrywał muzykę filmową - był w zespole, który zarejestrował kompozycje napisane przez Zbigniewa Preisnera do filmu "Skaza". Ale pracował też z funkową grupą Groovekojad.

Perkusję traktował jak instrument melodyczny. Podobno potrafił zagrać nawet na odpowiednio zestrojonych garnkach. Padały mocne określenia: najlepszy polski perkusista, muzyczny geniusz. - Jacek grał w sposób zorganizowany, sensowny, świeży. Tryskał energią i talentem - wspomina Tymon Tymański, z którym Olter nagrał kilkanaście płyt.

Urodzony w 1972 r. w Pile Olter grał na perkusji już jako sześciolatek. Po muzycznej podstawówce po dalszą naukę przyjechał do Gdańska. To wtedy poznał Leszka Możdżera, Jerzego Mazzola, Mikołaja Trzaskę, Tymańskiego. Z tym ostatnim występował praktycznie w każdej tworzonej przez niego formacji. - Wtedy nie umiałem grać jazzu - śmieje się Tymon. - Gdyby nie Olter, nie byłoby tego całego yassu. Dobry bębniarz robi cały zespół. Tak było z Jackiem. To on nauczył nas wszystkich grać.

Olter grał z Tymonem w Miłości, Trupach i Kurach (także na niezapomnianej płycie "Polovirus"). Już bez Tymańskiego, ale za to z Trzaską i Olem Walickim - w Łoskocie. Jego talent doceniali wielcy światowego jazzu: po Jazz Jamboree w 1993 r. jammował z Donem Cherrym. Trzy lata później razem z Miłością towarzyszył na polskiej trasie koncertowej Lesterowi Bowiemu. Efektem ich wspólnych występów jest płyta "Talkin' about Life and Death".

Fantastycznie rozwijający się talent złamała choroba psychiczna. Jacek coraz bardziej pogrążał się w swoim własnym świecie. 6 stycznia 2001 r. popełnił samobójstwo.

Największym marzeniem Oltera była solowa, nagrana pod własnym nazwiskiem płyta. To marzenie spełnia się dopiero teraz. "Jacek Olter" to projekt multimedialny - w albumie znalazły się zdjęcia, wypowiedzi przyjaciół i krytyków. Jest także DVD z dokumentującym wzlot i upadek Jacka świetnym filmem dokumentalnym Krystiana Matyska, który w ubiegłym roku zdobył Srebrnego Lajkonika na Krakowskim Festiwalu Filmowym.

"Jacek Olter" to na polskim rynku fonograficznym przedsięwzięcie bez precedensu. W projekcie wzięło udział ponad 40 muzyków. Są wśród nich dawni przyjaciele Jacka, z którymi nieraz zdarzyło mu się pracować: Możdżer, Trzaska, Tymański. Są i tacy, z którymi pracował tylko okazjonalnie albo nie zagrał nawet jednej nuty - jak Robert Brylewski czy duet Skalpel. Pod okiem producenta Piotra Pawlaka dopisali i dograli swoje partie do solowych nagrań Jacka, które pozostały po jego sesjach z 1999 r.

Dzięki nowoczesnej technice nagraniowej powstały kompozycje, które zaskakują świeżością. Dominuje mocno improwizowany jazz, pobrzmiewa też awangardowa muzyka współczesna ("U boku królowej" Tomasza Gwicińskiego), hip-hop ("Brother on the Drum" Dariusza Makaruka), utwory zabarwione reggae ("1996" Brylewskiego) czy nawet postrockiem ("Pływa w płynie myślowym" Anny Nawrockiej).

Ich kręgosłupem jest zawsze perkusja Oltera. Czasem nerwowa, czasem transowa, zawsze hipnotyzująca. Emanująca życiem. Jakby Olter siedział podczas tych sesji za instrumentem. - Jestem dumny, że ta płyta w końcu się ukazała. Wreszcie ktoś ulał Jackowi pomniczek. To wielka radość dla nas wszystkich - mówi Tymański.

Różni wykonawcy, "Jacek Olter", Polskie Radio