Andrzej Zaorski - życie po udarze mózgu

Dziś Andrzej Zaorski znów często się śmieje, dobrze wygląda. Mówi w miarę płynnie, choć zdarza mu się zacinać. - Cieszę się, że znów jestem w telewizji - mówi rozradowany. W ustach gwiazdora "Polskiego zoo" czy "Jokera" te słowa brzmią dziwnie. Ale 64-letni Zaorski wraca do telewizji po dwóch latach przerwy po udarze mózgu. Przeszedł długą i męczącą rekonwalescencję.

Udar zaatakował go w domu w lutym 2004 r. Po całym dniu ciężkiej pracy. Rano był w radiu na nagraniu programu "Zsyp", potem pędził do telewizji, by nagrać kolejny odcinek talk-show "Joker", którego był gospodarzem, a w końcu próba sztuki "Biznes" w Teatrze Komedia. Stamtąd biegiem do Teatru Syrena, gdzie grał w innym przedstawieniu.

Nie mógł się już doczekać wieczoru w podwarszawskim domu. Gdy już tam dotarł, dla odprężenia włączył Ligę Mistrzów. Mecz skończył się późno. Wtedy Zaorski przypomniał sobie, że czeka na niego jeszcze felieton dla tygodnika "Wprost". Usiadł przy komputerze i nagle... litery zatańczyły mu przed oczyma. Poczuł, że traci kontrolę nad prawą ręką. Pomyślał, że to paraliż. Dołączył się do tego ból w głowie. Aktor zasłabł.

Pięć minut później na miejscu był już wezwany przez żonę lekarz.

- Jak się pan nazywa? - pytał.

- Rozumiałem pytanie i wiedziałem, kim jestem, ale nie mogłem tego wysłowić - wspomina dziś Zaorski.

Dla ofiar udaru ważne są pierwsze trzy godziny. To one decydują, czy uda się zatrzymać nieodwracalne zmiany w mózgu. Zaorski miał szczęście, bo udało mu się dotrzeć do szpitala nawet szybciej.

- Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem, brzmiało: Czy ja mam jeszcze poczucie humoru? - wyznaje Zaorski. Ten popularny aktor i autor programów rozrywkowych przez lata dostarczał nam rozrywki na najwyższym poziomie. Jeszcze za komuny w programie "60 minut na godzinę" stworzył postać Jędrusia, który wraz z Marianem Kociniakiem jako "para męt" ujawniali kulisy srebrnego ekranu (audycja zaczynała się od dialogu: - Fajny film wczoraj widziałem. - Momenty były?).

Oczywiście samo poczucie humoru nie może pomóc osobie, która nagle nie potrafi mówić, pisać, liczyć i nie bardzo pamięta, jak się nazywa. Zaorski przeszedł długi i męczący proces rekonwalescencji i pracy z logopedą, by znów móc powiedzieć do żony "Ewuniu moja kochana". Dziś mówi w miarę płynnie, choć zdarza mu się zacinać. Wspomina, że niektóre słowa mówił wspak, np. zamiast powiedzieć "notes", mówił "seton" ("Kochanie, podaj mi mój seton"). Kiedy liczył, za każdym razem opuszczał osiem. Inni mieli jeszcze gorzej: - Kolega ze szpitalnego pokoju chciał powiedzieć, że zaraz przyjdzie jego żona z herbatą i konfiturami, a mówił: "Jeden, dwa, trzy, cztery" - śmieje się Zaorski.

Udar mózgu w Polsce zdarza się raz na pięć minut. Jego ofiary potrzebują profesjonalnej opieki medycznej i troski najbliższych, a także - jak uczy przykład Zaorskiego - poczucia humoru. Swoją książkę o walce z chorobą reżyser zatytułował "Ręka, noga, mózg na ścianie". Książka zostanie wydana wiosną przez Wydawnictwo Autorskie Katarzyny Grocholi.

Kiedyś, gdy Zaorski parodiował w "Polskim zoo" polityków, ci mogli czuć się urażeni. Dziś, gdy parodiuje Wałęsę czy Geremka, powinni być wdzięczni, bo oznacza to, że jego mózg działa bez szwanku.

Andrzeja Zaorskiego zobaczymy w czwartek o godz. 15 w TVP 1 w nowym talk-show "Twarz tygodnia". Jego gospodarzem jest nasz redakcyjny kolega Michał Pol. W programie poza Zaorskim goszczą: jego rodzina, znajomi, przyjaciele, lekarz.