To realizacja zapowiedzi ministra Ludwika Dorna, który w listopadzie ub.r. zapowiedział "deesbekizację" policji. Z jego wypowiedzi wynikało, że pracę mogą stracić wszyscy oficerowie z esbecką przeszłością. To ok. 11 proc. kadry oficerskiej, czyli przeszło 1800 osób.
- Kończymy to, czego nie dokończono w roku 1990 - mówi człowiek z bliskiego otoczenia komendanta głównego policji, orędownik rozprawy z esbekami. - Czas pożegnać się z mitem niezastąpionego esbeka fachowca. Teraz ich miejsce zajmą ci, którzy szlify oficerskie zdobywali w demokratycznej Polsce.
Byli funkcjonariusze SB, których wyłuskano w Komendzie Głównej, są wzywani do dyrektorów swoich wydziałów. Od nich słyszą, że ich czas się skończył.
Odchodzisz albo na linię
Według naszych rozmówców obecna akcja była poprzedzona "liczeniem esbeków" (ręcznym, bo policyjny system komputerowy "Kadra" nie odzwierciedla pełnej przeszłości funkcjonariuszy policji).
Efekt? 170 byłych funkcjonariuszy SB, których wyłuskano w samej Komendzie Głównej Policji, już żegna się z pracą. Ustawa o policji pozwala wysłać na emeryturę każdego funkcjonariusza, który ma 30-letni staż (czas pracy w policji plus tzw. wysługa lat, a na to składa się praca w SB, w innych zakładach pracy i studia). Pozostali mogą się nie zgodzić. Jednak oporni dostali propozycje przeniesienia do komend rejonowych, czyli - jak to określił mój rozmówca - "do roboty na linię", a to oznacza m.in. mniejszą pensję.
W ramach oczyszczania policji z esbeków pracę stracił np. oficer biura wywiadu kryminalnego KGP (penetracja świata przestępczego), który w latach 80. w wydziale IV szczecińskiej SB inwigilował księży, ale także obecna sekretarka kolejnych komendantów głównych, która w SB dosłużyła się stopnia kapitana.
- W policji trwa wymiana pokoleniowa, ale każda decyzja kadrowa jest poparta indywidualną oceną - mówi komendant główny policji generał Marek Bieńkowski. - I oczywiście wcześniejsza praca w SB z natury rzeczy nie może być pozytywną przesłanką w dalszej karierze.
Ale nie tylko praca w SB. Jedną z pierwszych osób, którym nowy komendant policji podziękował za pracę, był Zbigniew Chwaliński - oficer łącznikowy polskiej policji na Słowacji (za rządu SLD zastępca komendanta głównego, ustąpił z tego stanowiska po aferze z prywatnym testowaniem samochodów kupowanych przez policję). W przeszłości Chwaliński był w PRL m.in. szefem gabinetu politycznego Mieczysława Wilczka, ministra gospodarki w rządzie Rakowskiego.
Twarde psy trzeba zostawić
Większość z odchodzących teraz z policji byłych esbeków to ci, którzy wymknęli się weryfikacji kadr Służby Bezpieczeństwa prowadzonej u zarania III RP. W 1989 r. uciekli z SB do niepodlegającej weryfikacji Milicji Obywatelskiej - tak znaleźli się w policji. W PRL pracowali głównie w wydziałach III (walczącym z opozycją) i IV (walczącym z Kościołem).
W nowych czasach ulokowali się w kadrach, biurze spraw wewnętrznych (policja w policji), wydziale techniki operacyjnej (pracownicy tych wydziałów SB zajmujący się podsłuchami nie byli w ogóle weryfikowani - nie było ich kim zastąpić) i biurze współpracy zagranicznej.
Wysoki rangą oficer CBŚ: - Oni są dla policji groźni. Znają wiele jej tajemnic i mają zamiłowanie do gier, knucia, wynajdywania haków na ludzi. Dobrze, że odchodzą. Jesteśmy pewni, że to oni inspirowali prowokacje wymierzone w ludzi policji niewygodnych SLD.
Chodzi m.in. o gen. Adama Rapackiego, którego za rządu SLD zesłano na placówkę w Wilnie (jest tajemnicą poliszynela, że SLD nie wybaczył mu sprawy starachowickiej).
Kiedy dwa tygodnie temu stało się jasne, że Rapacki zostanie szefem małopolskiej policji, rozpuszczono plotkę, iż przed kilkoma laty wiedział o przygotowywanej ucieczce z więzienia gangstera Ryszarda Niemczyka "Rzeźnika" (przełożeni Rapackiego już oczyścili go z zarzutu).
Według szacunków Komendy Głównej w całej policji pracuje ponad 3 tys. byłych esbeków. W komendach wojewódzkich, a także w CBŚ mówi się ostatnio głównie o tym, kogo pochłonie "pisowskie tsunami" (np. w szczecińskim CBŚ b. esbecy zajmują kilka kierowniczych stanowisk). Na razie nie wiadomo, co stanie się z byłymi funkcjonariuszami SB, którzy nie mają szlifów oficerskich.
- Oceniam to wszystko bardzo negatywnie - komentuje sekretarz generalny SLD Grzegorz Napieralski. - Jeżeli ktoś majstruje przy policji, lecząc jakieś swoje kompleksy, szkodzi tej formacji. To ma posmak polowania na czarownice.
Marek Biernacki, szef MSW w rządzie Jerzego Buzka, popiera akcję obecnego szefa policji, ale z zastrzeżeniami: - Odmładzanie policji jest potrzebne. Poprawianie jej wizerunku także. Byle nie na siłę. Znam ludzi, którzy krótko pracowali w SB, a w policji byli twardymi psami, narażali życie, walcząc z gangami.
- Dlaczego poprzedni komendanci policji z nadań postsolidarnościowych ministrów nie zrobili tego, co Bieńkowski?
- Jeszcze kilka lat temu było znacznie mniej byłych funkcjonariuszy SB z 30-letnim stażem pracy - mówi Biernacki. - A więc nie dało się tego tak przeprowadzić. Ja zadbałem o to, aby nie awansowali.
Moi rozmówcy z Komendy Głównej dodają: - Komendant Bieńkowski jest spoza policyjnego układu, także towarzyskiego. Nie był gliną. Łatwiej mu wykonać taki ruch.
Sam Bieńkowski zapewnia, że ci, którzy w nowej Polsce wystawiali pierś w walce z przestępczością, zostaną w policji. Na przykład Jerzy Kowalski (były pracownik SB), który w policji walczył z gangami narkotykowymi, rozbijał "Pruszków", został teraz zastępcą dyrektora CBŚ, a zaoszczędzone na eksesbekach etaty mają dostać jednostki terenowe.
Spośród 17 dyrektorów w Komendzie Głównej Bieńkowski wymienił 15. Większość z nich zaczęła pracę w policji już po 1990 r.