Nieudolny lekarz będzie oceniał błędy kolegów?

Doktor Edward Maziarz z Lublina jest oskarżony o spartaczenie operacji, przyjęcie łapówek i sfałszowanie dokumentacji medycznej. Mimo to koledzy po fachu zdecydowali, że to właśnie on powinien bronić pacjentów przed błędami innych lekarzy

48-letnia Jadwiga B. jeszcze trzy lata temu była uśmiechniętą, pełną energii kobietą. Taką pamiętają ją znajomi i rodzina, taką uwieczniły ją setki zdjęć sprzed operacji. Tydzień przed zabiegiem świętowała 25. rocznicę ślubu. Tańczyła. Dziś jest kaleką. Po operacjach prowadzonych przez doktora Maziarza straciła czucie od pasa w dół. Porusza się na wózku inwalidzkim. Jej życie zmieniło się w koszmar.

Doktor nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. Przeciwnie. Chwali się, że w swojej 26-letniej karierze "zoperował spore miasteczko" (spod jego noża wyszło ok. 2,5 tys. osób). I jakoś nikt się do tej pory na niego nie skarżył.

Do końca życia na wózku

Jadwiga B. pracowała jako opiekunka w PCK. Feralnego dnia przedźwignęła się, podtrzymując jedną z podopiecznych. Diagnoza: przepuklina dysku lędźwiowego. Konieczna operacja. W czerwcu 2003 r. trafiła na oddział neurochirurgii w Szpitalu Klinicznym nr 4 Akademii Medycznej w Lublinie. A kilka dni później na stół operacyjny. Zespołem kierował dr Edward Maziarz. Według prokuratury kilka dni wcześniej lekarz wziął od męża pacjentki 200 zł łapówki "za dobrą opiekę".

Efekt zabiegu był jednak druzgocący. Pani Jadwiga straciła czucie w nogach. Wtedy załamany mąż wysupłał z portfela 300 zł i poszedł prosić doktora o ratunek. Lekarz zlecił rezonans magnetyczny. Co ciekawe, badanie zostało wykonane nocą, gdy inni pacjenci spali. Wynik badania nie przyniósł żadnej dobrej wiadomości.

- Doktor Maziarz powiedział, że konieczna jest druga operacja - wspomina pani Jadwiga B. - Tym razem wykonał zabieg zupełnie sam. Bez choćby jednego asystenta.

Reoperacja nie przyniosła jednak żadnej poprawy. Nie dały jej również kolejne rehabilitacje. Pani Jadwiga do dzisiaj jest kaleką. Nie ma czucia od pasa w dół.

Na zmianę leży i siedzi na wózku. Nie może samodzielnie funkcjonować.

- To jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić - mówi ze łzami w oczach kobieta.

Sprawa trafiła do prokuratury. W trakcie śledztwa wyszło również na jaw, że doktor sfałszował dokumentację medyczną - napisał, że tuż po operacji kobieta poruszała nogami, a nawet mogła stać, wspierając się o tzw. balkonik. - W rzeczywistości paraliż ciała poniżej pasa nie ustąpił - mówi poszkodowana.

Jestem niewinny

Dr Maziarz nie przyznaje się do błędu. - Podczas operacji nie zaszły żadne okoliczności, które mogłyby uzasadnić powikłania. W przypadku pani Jadwigi B. taki stan mogły spowodować zmiany zwyrodnieniowe, które pacjentka miała już wcześniej. Od przeszło 20 lat leczyła się z powodu bólów kręgosłupa. Niestety. Mimo wnikliwych badań całego zespołu medycznego nie udało nam się ustalić przyczyn patologii - tłumaczy doktor. Zapewnia, że zarzuty o łapówki są wyssane z palca. Za nieprawdziwe uważa też informacje o sfałszowaniu dokumentacji medycznej.

Innego zdania są biegli lekarze z Łodzi, u których prokuratura zamówiła specjalistyczną opinię. Ich zdaniem istnieje ścisły związek pomiędzy nieprawidłowościami popełnionymi w czasie pierwszej operacji a niedowładem organizmu u pani Jadwigi B. Wiele wskazuje na to, że lekarz w trakcie zabiegu popełnił błąd i okaleczył swoją pacjentkę. "Rokowanie co do wyleczenia jest niekorzystne" - orzekli biegli.

Kto mówi prawdę? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć lubelski sąd. Pierwsza rozprawa odbędzie się 17 lutego.

Co na to koledzy

W październiku ubiegłego roku prokuratura postawiła dr. Maziarzowi zarzuty: o błąd w sztuce, łapownictwo i sfałszowanie dokumentacji medycznej. Lekarz został zwolniony za kaucją - 15 tys. zł. Rozstał się też ze swoim peugeotem 406, który jest zabezpieczeniem na poczet przyszłej grzywny.

Mimo to w listopadzie koledzy po fachu wybrali doktora na zastępcę okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Jego zadaniem jest m.in. rozpatrywanie skarg pacjentów na innych lekarzy i podejmowanie decyzji o tym, czy skargę skierować do sądu lekarskiego, czy raczej umorzyć sprawę. Swojej funkcji dr Maziarz nie stracił nawet wtedy, gdy (w styczniu tego roku) do sądu wpłynął akt oskarżenia przeciwko niemu.

Jak to możliwe, że lekarz z tak poważnymi zarzutami został wybrany do roli kogoś, kto ma patrzeć innym na ręce? Prezes Izby Lekarskiej w Lublinie i okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej twierdzą, że nic nie wiedzieli. - Przecież się nam tym nie pochwalił - ucina Andrzej Ciołko, prezes Izby.

- Gdybym przed głosowaniem miał taką wiedzę, poprosiłbym go o wyjaśnienia - mówi Jacek Niezabitowski, rzecznik odpowiedzialności zawodowej. - Skoro jednak został wybrany, to pozostaje nam tylko czekać na wyrok sądu. Jedyne, co mogę zrobić, to dopilnować, żeby do tego czasu dr Maziarz nie otrzymał żadnej sprawy do rozpatrzenia.

Sam oskarżony twierdzi, że nie miał oporów przed przyjęciem tej zaszczytnej funkcji.

- Nie zrobiłem nic, czego musiałbym się wstydzić - ucina doktor, przypalając kolejnego papierosa.

To plama dla środowiska lekarzy. Komentuje Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Primum Non Nocere

To jest skandal! Błędy w sztuce lekarskiej się zdarzają i najczęściej nie są one zamierzone. Ale przyjęcie łapówki czy sfałszowanie dokumentacji medycznej to już świadome działanie. Wybranie lekarza, który ma przedstawione takie zarzuty, na z-cę okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej to plama dla całego środowiska. Nie można się tłumaczyć niewiedzą. Ważne funkcje wymagają przynajmniej minimalnego prześwietlenia kandydata. W mojej ocenie do czasu wyjaśnienia sprawy taki lekarz powinien być zawieszony w sprawowaniu tego stanowiska. Resztę niech rozstrzygnie sąd.

Głośne błędy lekarskie

Łódź. W styczniu prokuratura rozpoczęła postępowanie w sprawie 15-letniego Emila ze Złoczewa. Chłopiec zmarł kilka tygodni po operacji mózgu. Okazało się, że lekarze przez pomyłkę zoperowali mu nie tę półkulę mózgu, co trzeba.

Lublin. Przed tygodniem sąd nakazał wojewodzie wypłacić 80 tys. zł za błąd lekarza z Dziecięcego Szpitala Klinicznego, który w listopadzie 2003 r. zoperował pięcioletniemu Kacprowi zdrową nogę zamiast chorej.

Kraków. W 2004 r. sąd skazał na wysokie grzywny lekarzy z Centralnej Izby Przyjęć Szpitala im. Rydygiera. Zamiast udzielić pomocy pacjentowi ciężko choremu na serce, poradzili mu, żeby zażył polopirynę.

Gorzów. W lipcu 2003 r. sąd skazał na dwa lata pozbawienia prawa wykonywania zawodu i rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata ginekologa, który nie rozpoznał u pacjentki raka. Kiedy kobieta trafiła do innego lekarza, który właściwie ją zdiagnozował. Ale było już za późno - pacjentka zmarła.

Rzeszów. W ubiegłym roku sąd przyznał 200 tys. zł odszkodowania 15-letniej dziewczynce, której lekarze z Szpitala Wojewódzkiego nr 2 wycięli jedyny jajnik. Z powodu ich pomyłki dziewczynka jest bezpłodna i do końca życia musi zażywać leki hormonalne.