320 żołnierzy 5. Pułku Inżynieryjnego w Podjuchach ćwiczyło od połowy stycznia na poligonie drawskim. Temperatura nocą spadała do minus 30 st. C. Szeregowcy spali w siedmioosobowych namiotach wyposażonych w piecyki. Kilka dni temu wojskowa sanitarka przywiozła do wojskowego szpitala w Szczecinie siedmiu wojaków z odmrożeniami stóp.
Dwóm z objawami martwicy tkanki chirurg musiał wyciąć opuszki palców u stóp. - Podejrzewam, że nosili nieodpowiednie buty i skarpety - ocenia ordynator oddziału chirurgii Szpitala Wojskowego w Szczecinie dr mjr Maciej Józefowicz. Pięciu pozostałych ma odmrożenia, które da się wyleczyć bez interwencji chirurgicznej.
Żołnierze skarżą się, że dowódcy trzymali ich na mrozie w bezruchu. - Raz przez godzinę, na prawie 30-stopniowym mrozie, staliśmy na apelu - opowiada Grzegorz z wojsk inżynieryjnych. - Byłem w tylnym szeregu, to dreptałem, ci z przodu musieli stać nieruchomo.
Zakładali na siebie wszystko, co mieli: dresy, skarpety, kalesony, kurtki, koszulki. Nie pomagało. - Po apelu wygonili nas na pole na wysadzanie min. Zimno jak cholera, a człowiek się pocił. Jak wracaliśmy, skarpety miałem oblodzone - mówi szeregowy Krystian. - Na drugi dzień rano stwierdziłem, że palce mam sine i w ogóle ich nie czuję!
- Nie mieliśmy dobrych butów - dodaje Grzegorz. - Do roboty dawali nam gumofilce, jeden większy, drugi mniejszy, dziurawe, bez wkładek. Wielu narzekało na bolące stopy.
Poligonowy lekarz początkowo ignorował te uwagi. W końcu zdecydował, że żołnierzy musi obejrzeć chirurg, i tak trafili do szpitala.
- Żołnierz na dużym mrozie nie może stać ani przez chwilę bez ruchu - mówi zawieszony już dowódca 5. Pułku Inżynieryjnego płk Mirosław Pstrokoński. Twierdzi, że tłumaczył to swoim oficerom. Jeśli dowódcy na poligonie dopuścili się zaniedbań, zostaną ukarani. Płk Pstrokoński nie wyklucza jednak, że winni mogą być sami poszkodowani. - Niektórym nie chce się prać i suszyć skarpet - mówi. - A zapocone są podatne na schłodzenie.
Żołnierze z odmrożeniami zostaną w szpitalu kilkanaście dni, może nawet kilka tygodni. Potem zajmie się nimi komisja lekarska. Jeśli stwierdzi ubytek na zdrowiu, dostaną odszkodowania z ubezpieczenia, jakie płaci za nich jednostka od chwili wcielenia do służby.
Gdy opisaliśmy to, co się stało na poligonie, w lokalnym wydaniu "Gazety", do Szczecina przyjechał dowódca wojsk lądowych gen. Edward Pietrzyk. - Doszło do zaniedbań ze strony kadry wojskowej - uważa generał.- Z jednej strony można mówić o niefrasobliwości żołnierzy, ale to dowódcy są za nich odpowiedzialni i powinni przewidzieć, jakie skutki na ich zdrowiu może wywołać mróz.
Pietrzyk wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec dowódców. Na czas wyjaśnienia sprawy zawiesił dowódcę płk. Mirosława Pstrokońskiego.