Muzułmańskie demonstracje w obronie czci Mahometa trwają od Indonezji i New Delhi w Indiach po Paryż i Londyn. W Teheranie demonstranci obrzucili kamieniami ambasadę Austrii, kierując swą złość przeciw całej Unii Europejskiej (Austria przewodniczy w tym półroczu UE). A Iran wezwał do obłożenia Danii sankcjami gospodarczymi.
Są pierwsze śmiertelne ofiary. W Afganistanie 2 tys. protestujących próbowało wedrzeć się do amerykańskiej bazy wojskowej Bagram. Protestujący zaczęli strzelać, policja odwzajemniła ogień, zabijając dwie osoby. Dwie inne zginęły w mieście Mihtarlam w środkowym Afganistanie.
W Somalii w podobnych zamieszkach z policją został zastrzelony 14-letni chłopiec.
Wszystko zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku, gdy jedna z duńskich gazet opublikowała cykl 12 karykatur Mahometa. Pokazywały go między innymi jako szaleńca z bombą wetkniętą w turban. Już wtedy wzbudziło to protesty w świecie muzułmańskim, gdzie w ogóle pokazywanie wizerunku Mahometa uchodzi za bluźnierstwo. A co dopiero karykatury! Ale prawdziwy kryzys rozpętał się w zeszłym tygodniu. Na ulice wyszli islamscy radykałowie i zaatakowali ambasady państw europejskich. Za to zachodnia prasa w geście solidarności z Duńczykami i w obronie wolności słowa zaczęła przedrukowywać karykatury.
- W pełni rozumiemy, dlaczego muzułmanie uznają te karykatury za obraźliwe - mówił w poniedziałek rzecznik Białego Domu Scott McClellan. - Ale wzywamy tych, którzy krytykują te karykatury, by sprzeciwiali się z równą siłą wszystkim formom szerzenia nienawiści, w tym rysunkom i artykułom publikowanym w świecie arabskim, a wyrażającym antysemickie i antychrześcijańskie poglądy. Każdy ma prawo do wypowiadania własnych opinii i do protestów. Ale powinny być one pokojowe.
Do tej pory Ameryka - na Bliskim Wschodzie dużo bardziej znienawidzona niż Europa - stała z boku sporu. Czołowe amerykańskie gazety nie przedrukowały karykatur. Jednak komentatorzy coraz częściej wskazują na "podwójny standard", jaki panuje w tej sprawie w krajach muzułmańskich.
W niedzielę w najważniejszym programie CNN o sprawach międzynarodowych "Late Edition" pokazano kilka opublikowanych w ostatnich miesiącach rysunków z gazet arabskich. Na jednych w gwiazdę Dawida wpisano nazistowską swastykę, na innych pokazano Żydów pijących krew małych dzieci.
- W arabskich mediach wyszydzanie innych religii jest codziennością, niektóre treści nie różnią się niczym od tych z prasy hitlerowskiej z czasów Trzeciej Rzeszy - zauważa komentator "Time'a" Andrew Sullivan. - W Iraku islamskie meczety były wysadzane w powietrze przez islamskich terrorystów. Dlaczego wtedy nie wybuchały zamieszki w obronie świętych miejsc? Ten "podwójny standard" jasno pokazuje, że wezwania muzułmanów do "poszanowania ich religii" służą raczej ukryciu własnej nietolerancji.
Biały Dom wezwał rządy w Europie i na Bliskim Wschodzie, żeby zrobiły wszystko, by złagodzić napięcia. - Ten spór powinien zostać rozwiązany w pokojowym dialogu, który uszanuje uczucia religijne wszystkich stron - mówił rzecznik Białego Domu.
- Zamieszki wkrótce pewnie wygasną, ale pozostanie brak zaufania między społeczeństwami muzułmańskimi i zachodnimi - cała ta dawka negatywnych emocji, która potrzebowała tylko małego impulsu, by eksplodować - mówi "Gazecie" Tamara Cofman Wittes, ekspert od Bliskiego Wschodu w liberalnej Brookings Institution w Waszyngtonie.