Z zawodu jestem elektrykiem. Moje problemy zaczęły się dziesięć lat temu. Pijani koledzy włączyli prąd w transformatorze. Zapomnieli, że pracowałem w środku. Wyleciałem razem z drzwiami. Dostałem rentę - 520 zł miesięcznie. W 1998 r. mama, z którą mieszkam, miała wylew, jest sparaliżowana. Nie ma nikogo oprócz mnie. Muszę się nią opiekować. Po zapłaceniu rachunków zostaje nam 100 zł miesięcznie na jedzenie. Doszedłem do perfekcji w oszczędnym wydawaniu pieniędzy. Kupuję kaszę, ziemniaki i kurczaka. Dzielę go na porcje i mrożę. Potem robię z nich zupy. Mięso zjadamy następnego dnia. Jeden kurczak starcza nam na 10 dni.
Przed świętami coś we mnie pękło. Przechodziłem obok supermarketu i nie wytrzymałem. Zrobiłem zakupy na superświęta. Po raz pierwszy od lat mieliśmy karpia, ciasta, dobre wędliny i prezenty - głównie leki dla mamy. Wydałem ponad tysiąc złotych. Wszystko na kredyt. Nie jestem w stanie go spłacić. Ściga mnie bank.
Nigdy w życiu nie miałem długów. Zawsze płacę wszystko w terminie. Problemy z bankiem to dla mnie wstyd. Dlatego postanowiłem sprzedać nerkę. Przecież dostanę za nią co najmniej kilka tysięcy złotych. To rozwiąże moje problemy i pozwoli nam normalnie żyć przez rok!
Byłoby inaczej, gdybym miał pracę. Wolno dorabiać mi do renty, ale nikt nie chce mnie zatrudnić. Mówią, że jestem za stary.
Nazwisko bohatera tekstu jest znane redakcji. Każdy, kto chciałby dać mu pracę, jest proszony o kontakt z redakcją "Nowego Dnia". Adres e-mail: redakcja@nowydzien.pl