Dyskusja w IPN: Agentów ujawniać koniecznie

Wybaczyć mogą im tylko ich ofiary. Archiwa po byłej SB zawierają wiarygodne dokumenty - takie głosy dominowały w zorganizowanej przez IPN dyskusji pod hasłem: ?Zdrada: pamiętać czy wybaczać?.

- Poznamy nazwiska 99 proc. agentury. Niech nikt nie śpi spokojnie, bo te dokumenty są bezlitosne - mówił prof. Ryszard Terlecki, szef krakowskiego IPN. Należy do najbardziej radykalnych zwolenników lustracji. W czasach PRL działał w opozycji. Kilka lat temu publicznie ujawnił, że jego ojciec, znany pisarz Olgierd Terlecki, współpracował z bezpieką.

Okazją do piątkowego spotkania było wydanie pierwszego tomu opracowania IPN o peerelowskiej bezpiece, z obszernym artykułem o działalności agentów o pseudonimach "Ketman" i "Monika". Artykuł zawiera donosy tych agentów działających w środowiskach krakowskiej i warszawskiej opozycji.

"Ketman" to pseudonim Lesława Maleszki, krakowskiego działacza opozycji lat 70 i 80., potem dziennikarza "Gazety Krakowskiej" i "Gazety Wyborczej", który kilka lat temu, pod naciskiem kolegów z dawnej krakowskiej opozycji, przyznał się do współpracy z SB.

Pod pseudonimem "Monika" kryje się - według IPN - Henryk Karkosza, w latach 80. największy wydawca podziemnej literatury na południu Polski. Karkosza od ponad roku zaprzecza oskarżeniom, twierdząc, że nie był "Moniką". Sąd lustracyjny, który najpierw prowadził jego sprawę, niedawno przerwał ją, stwierdzając, że Karkosza nie jest osobą publiczną, a tylko takie mają prawo do lustracji.

"Ujawniamy i będziemy ujawniać"

W sali warszawskiego Domu Literata zgromadziło się ponad 200 osób, głównie dawnych działaczy opozycji. Przyszli niemal wyłącznie zwolennicy lustracji i ujawniania esbeckich zapisów o tym, kto był agentem.

Zaczęło się od wystąpienia prezesa IPN Janusza Kurtyki: - Na naszych oczach rozgrywa się spektakl medialny, w którym na pokrzywdzonych wyrastają ci, którzy byli agentami. Szuka się dla nich usprawiedliwienia. My pamiętamy, że pokrzywdzonymi są ofiary - mówił Kurtyka.

Ewa Zając z krakowskiego IPN, współautorka opracowania na temat "Ketmana" i "Moniki", uzasadniała potrzebę ujawniania nazwisk i donosów tajnych współpracowników SB: - Żeby wybaczyć, trzeba wiedzieć, komu i co wybaczać. Mimo zniszczeń w archiwach możemy odtworzyć teczki pracy agentów. Badanie historii PRL i opozycji bez wskazania konkretnych agentów nie ma sensu.

- Zidentyfikowaliśmy w Krakowie nie tylko "Monikę", ale i wielu innych agentów - mówiła Zając, która podobnie jak Henryk Głębocki, drugi autor opracowania, jest przekonana o wiarygodności esbeckich archiwów.

Eisler: nikt się nie przyzna, że chce przyładować komuś w politycznej walce

Nieco wątpliwości co do sensu takiej lustracji zasiał prof. Jerzy Eisler kierujący warszawskim oddziałem IPN: - Dyskusja o agentach jest w Polsce mocno zideologizowana i męcząca. Są dwa powody, dla których tym się zajmujemy. Po pierwsze dlatego, że chcemy wiedzieć. Po drugie, bo chcemy przyładować komuś w politycznej walce, przesunąć się o jedno oczko na liście wyborczej. Nikt nie przyzna się do tej drugiej motywacji. Wszyscy będą mówić o naukowej ciekawości.

Eisler ubolewał nad niemożnością dialogu między zwolennikami a przeciwnikami lustracji: - Ktoś, kto w Polsce występuje przeciwko lustracji, skazuje się na miano obrońcy esbeków i kapusia. I odwrotnie - kto jest za lustracją, naraża się na epitety: oszołom, wariat.

Terlecki: wina przeciwników lustracji

Prof. Terlecki skupił się na problemie wybaczania i określił osoby donoszące bezpiece jako ofiary. Gdy Maleszka przyznał się do współpracy z SB, Terlecki (kolega Maleszki z podziemia) był mu gotów wybaczyć: - Dla mnie wtedy było oczywiste, że nie ma alternatywy "pamiętać czy wybaczać". Uważałem, że należy "pamiętać i wybaczać". Uważałem, że 100 tys. zarejestrowanych tajnych współpracowników to spora grupa społeczna, której nie można wyeliminować z życia. Trzeba znaleźć dla nich jakiś sposób.

To powiedziawszy, Terlecki przystąpił do ataku na przeciwników lustracji: - Zamiast drogą "ujawnijmy i przebaczmy" poszli drogą "zatajmy, wymażmy, ukryjmy". Tajni współpracownicy w większości byli ofiarami reżimu i my byśmy o tym pamiętali. Ale przeciwnicy lustracji wpędzili ich w zaprzeczanie i zamazywanie przeszłości.

To właśnie dlatego - według Terleckiego - Maleszka przyznał się, że był agentem, a inni, jak Karkosza, zaprzeczają.

Jako jeden z nielicznych dyskutantów Terlecki zauważył, że tajni współpracownicy zostali przez SB złamani i najczęściej zmuszeni do współpracy: - Pamiętajmy o ich mocodawcach. O tych, którzy ich wciągnęli w tę ponurą działalność.

Bieliński: demaskować i nie przebaczać

Oklaski na sali wywołał Konrad Bieliński, w PRL jeden z twórców podziemia wydawniczego, współzałożyciel oficyny Nowa, członek konspiracyjnych władz "Solidarności" w stanie wojennym: - Nie postrzegam agentów jako ofiary. To jest mit. Nie znam wiarygodnej relacji o tym, by ktoś został zmuszony do bycia agentem. Ci ludzie chcieli to robić z podłości i chciwości. Nie widzę powodów do wybaczania.- stwierdził.

Bielińskiemu próbował się przeciwstawić historyk "Solidarności" i dawny opozycjonista z Rzeszowa Adam Borowski. Przypomniał historię drukarza zatrzymanego przez SB. - Są przypadki ludzi złamanych. Po tego człowieka przyszli o 6 rano. Zabrali go. Miał dwójkę dzieci. Zastraszony podpisał zobowiązanie do współpracy. Zaraz po opuszczeniu aresztu przyszedł do mnie i mi o tym powiedział. Nikomu nie zaszkodził, ale w aktach figuruje tak jak każdy inny agent.

Ale większość dyskutantów nie miała wątpliwości: - Zdemaskowanie agentów jest potrzebne, by przywrócić szacunek porządnym ludziom, którzy działali w opozycji - mówił Kazimierz Wóycicki, szef IPN w Szczecinie, były redaktor naczelny "Życia Warszawy".

- W naszym kraju rządzą grupy nieformalne budowane na bazie byłych służb specjalnych - przekonywał senator Zbigniew Romaszewski.

Odosobniony był głos Krzysztofa Króla, jednego z byłych liderów KPN i zięcia założyciela tej organizacji Leszka Moczulskiego (również oskarżanego o to, że był agentem): - Akta zostają, ludzie odchodzą. IPN powinien poświecić więcej czasu zbieraniu relacji żyjących świadków. Nie chciałbym, żeby po całej opozycji zostały tylko akta MSW.