Gigantyczne korupcyjne śledztwo w Szczecinie

Autobus pełen podejrzanych, panika wśród szczecińskich lekarzy i "lewych" rencistów - gigantyczne korupcyjne śledztwo prowadzi szczecińska prokuratura. A zaczęło się od pary policjantów "pod przykrywką"

W środowisku lekarskim Szczecina wrze. ZUS wyłuskuje rencistów, którzy dostali świadczenia dzięki dokumentom wystawionym przez lekarzy namierzonych przez policję. To efekt największego w Polsce pod względem liczby podejrzanych śledztwa korupcyjnego. Objęto nim lekarzy, przedstawicieli Wojskowej Komendy Uzupełnień, egzaminatorów prawa jazdy.

Ostatnio nie ma tygodnia bez zatrzymań. Kiedy kilka tygodni temu policjanci z wydziału do walki z korupcją chcieli założyć kajdanki kilkunastu osobom, musieli prosić o pomoc kolegów z innych jednostek... i wziąć autobus. Lekarze i pośrednicy zapłacili łącznie 744 tys. zł kaucji, by wyjść z aresztu.

Prokuratura ma już 109 podejrzanych, cztery osoby siedzą w areszcie. - Większość to ludzie, którzy dawali łapówki, by uzyskać dokumentację lekarską uprawniającą do świadczeń rentowych - mówi prok. Iwona Popielarska z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej szczecińskiej prokuratury okręgowej. - Mamy przypadki pacjentów, którzy nawet nie widzieli swoich lekarzy.

Wśród podejrzanych o korupcję jest sześciu znanych szczecińskich lekarzy, w tym wybitny nefrolog (specjalista chorób nerek) Lesław B., psychiatrzy Żaneta K. i Marek J. oraz neurolog Donata P.-S., dwóch oficerów z Wojskowej Komendy Uzupełnień i cztery osoby z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego.

W śledztwie ustalono, że lekarze ci brali od 1-4 tys. zł za sfabrykowanie historii choroby. Tylko jeden przyznaje się do winy. - Ale we wszystkich przypadkach mamy bardzo mocne dowody - zapewnia prok. Popielarska. - Przeprowadzamy konfrontacje z dającymi łapówki.

Ci ostatni to pełny przekrój społeczny. - Zwykli ludzie, nasi sąsiedzi - opowiadają policjanci. - Czasami rzeczywiście ciężko chorzy, ale woleli przekupić lekarza "dla pewności". Kobiety, które początkowo idą w zaparte, a później płaczą, gdy im się zdejmuje odciski palców, łamią się. I mężczyźni, którzy mówią: "Przecież dałem pięć lat temu - to się nie przedawniło?". Sporo taksówkarzy. Mamy też rodzinę - syn wymigał się od wojska za łapówkę, a rodzice załatwili sobie renty.

Na początku zatrzymano nefrologa. Wpadł w pułapkę tzw. przykrywkowców, zakonspirowanych policjantów, którzy zmienili tożsamość i udawali małżeństwo pacjentów. Lekarz miał trzykrotnie przyjąć od nich pieniądze. Para policjantów ma być świadkami incognito na procesie.

Na przykrywkowców nadział się też niejaki H., emerytowany oficer WP. Załatwiał renty, prawa jazdy, odroczenia służby wojskowej. Był wyjątkowo operatywny, znał wielu biorących lekarzy, po aresztowaniu zaczął sypać.

Wkrótce liczba podejrzanych ma się powiększyć o co najmniej kilkadziesiąt osób, w tym lekarzy.

- Jeśli ktoś zgłosi się dobrowolnie i opowie o korupcji ze swoim udziałem, będzie potraktowany jako świadek - apeluje oficer policji zaangażowany w śledztwo. - Na podstawie artykułu kodeksu karnego rozbijającego solidarność dającego i biorącego. Lepiej się ujawnić, bo my znajdziemy wszystkich.

Inny policjant dodaje: - To rozwojowe śledztwo, ale bez fajerwerków. Żmudna praca, procedury, przesłuchania, analiza dokumentów, w końcu zatrzymania o piątej rano.