Państwowy gazowy gigant Gazprom od kilku miesięcy wyręcza rosyjskie MSZ w prowadzeniu polityki na terenie byłego Związku Radzieckiego. Dlatego nikogo nie zwiodły ekonomiczne uzasadnienia Kremla dla niedawnych żądań drastycznych podwyżek cen za rosyjski gaz dla Ukrainy i Mołdawii, które powszechnie odebrano jako narzędzie "politycznej kary" za wymykanie się spod wpływów Kremla, a ulgowe traktowanie Białorusi - jako nagrodę za lojalność wobec Moskwy.
Tym razem Gazprom wyruszył na podbój poradzieckich krajów Azji Środkowej, które same wydobywają gaz i bez wielkich sukcesów szukają dróg, aby sprzedawać go bez pośrednictwa Rosji. Uzbekistan, o którym napisał wczorajszy "Kommiersant", jest trzecim producentem gazu w byłym ZSRR. Rosja kupowała dotychczas ok. 30 proc. uzbeckiego gazu (wysyłanego później m.in. do Europy Zachodniej). Uzbecy uczestniczą w kilku środkowoazjatyckich projektach, które w przyszłości miały pozwolić im na sprzedaż gazu do Europy i Indii, co w dużym stopniu uniezależniłoby ich od rosyjskich gazociągów.
Rosja od dawna przeciwstawia się tym planom i chce na długo uczynić z Gazpromu głównego pośrednika w handlu środkowoazjatyckim gazem. W oczach kremlowskich strategów wzmocniłoby to pozycję Rosji jako mocarstwa surowcowego, a jednocześnie podporządkowało jej - ekonomicznie i politycznie - poradziecką Azję Środkową. Dlatego Moskwa forsuje nowy długoterminowy kontrakt gazowy z Uzbekistanem, który potroiłby uzbeckie dostawy dla Gazpromu. Oznaczałoby to, że Rosjanie skupią cały eksportowany uzbecki gaz i zmonopolizują gazowy handel tego kraju.
Choć prezydent Uzbekistanu Islam Karimow długo opierał się takiej gazowej wasalizacji, to wiele wskazuje na to, że zgodzi się na nią 25 stycznia, podczas swej wizyty w Moskwie. Jak twierdzą źródła "Kommiersanta", Kreml kusi go bowiem tajnymi obietnicami wsparcia na wypadek ewentualnych prób obalenia jego reżimu.
Ludzie Islama Karimowa w maju ub.r. krwawo stłumili antyrządowe demonstracje w Anidżanie, gdzie z rąk uzbeckiego wojska i służb specjalnych zginęło od 700 do 1,5 tys. ludzi. Rzeź wywołała ogromne oburzenie Zachodu, a Karimow zrozumiał, że jego brutalny reżim może liczyć tylko na wsparcie znacznie mniej oburzonej Anidżanem Rosji.
Uzbekistan przyłączył się więc w ub.r. do apeli o wycofanie baz wojskowych USA z Azji Środkowej (w tym z uzbeckiego Karszi-Chanabadu) i postawił na integrację wojskową z Rosją. W zamian za gazowe ustępstwa Karimow żąda ponoć powołania rosyjsko-uzbeckich "brygad antyrewolucyjnych".