Filosek to pierwszy tajny współpracownik SB, który odpowiedział na apel byłych liderów nowohuckiej "Solidarności". Na początku stycznia Mieczysław Gil, Stanisław Handzlik, Jan Ciesielski i Edward Nowak wezwali dawnych agentów bezpieki do ujawnienia i publicznej spowiedzi. Dali na to miesiąc. Potem zapowiedzieli upublicznienie nazwisk z akt IPN. Dane Filoska już pod koniec grudnia poznał Nowak. Płakał, gdy czytał donosy przyjaciela. W stanie wojennym Filosek pomagał rodzinom uwięzionych kolegów. Był ich zaufanym. Z Handzlikiem pracował na Wydziale Walcowni Zgniatacza HiL - w siedzibie komitetu strajkowego w 1988 r. Tam też jako ostatni przewodniczący wydziałowej komisji związku odsłonił pomnik "Solidarności".
- Chciałem zmyć hańbę - tłumaczy Filosek społeczną aktywność. Nie spał parę nocy po apelu kolegów. W końcu postanowił mówić. - Wiedziałem, że prawda i tak wyjdzie na jaw - dodaje.
O współpracy z SB opowiedział w ośrodku Fundacji Brata Alberta w Nowej Hucie. Przyszedł z Handzlikiem, Ciesielskim i ks. Tadeuszem Zaleskim, założycielem fundacji i kapelanem hutniczej "S". Wcześniej prawdę ujawnił rodzinie i przyjaciołom. - Byliśmy zszokowani. Poprosiłem żonę Staszka, aby wsparła go w trudnych chwilach. Złe uczynki nie mogą przecież przesłaniać dobrych, których ma znacznie więcej - wspominał domową wizytę ks. Zaleski. Podziękował Filoskowi za wyznanie. Wyliczył liczne akcje charytatywne, które razem od lat organizują dla najbiedniejszych mieszkańców Nowej Huty.
- Wybaczyliśmy Staszkowi. Czas leczy rany. Najważniejsze, że wszystko powiedział - mówił poruszony Handzlik.
Filosek ze łzami w oczach przepraszał tych, na których donosił. Apelował do innych byłych agentów SB, aby też "zrzucili ciężar z serca". Zapewniał, że taka publiczna spowiedź, choć bolesna, przyniosła mu ulgę.
- Nosiłem kryptonim operacyjny "Kałamarz" i byłem prowadzony przez agenta bezpieki Sławomira Sienniaka. Jego zwierzchnikiem w III departamencie Służby Bezpieczeństwa był Kazimierz Kaspryzk. Po spotkaniach z nim czułem się zgnojony i byłem tak przerażony, że myślałem już tylko o samobójstwie - urwał nagle, wybuchając płaczem. Donosił od 1982, gdy trafił za kraty po pacyfikacji huty. Z esbekiem spotykał się dwa razy w miesiącu w lokalu operacyjnym. Zastraszony przyjął kilka drobnych kwot "na koszty własne". Nie potrafił odmówić. Bał się o rodzinę, później paraliżował go strach przed ujawnieniem zdrady.
- Prowadzili mnie jak psa na łańcuchu - wyznał skruszony.
Zapewnił, że jak najmniej mówił esbekom. Przed Okrągłym Stołem zakończył współpracę. Obiecali mu zniszczyć wszystkie dokumenty. - Ostatnie dni pokazały, ile warte były ubeckie deklaracje - podsumował Filosek. Dlaczego tyle lat milczał? - Gdzieś w głębi duszy przeprowadzałem swój rachunek sumienia, ale nie miałem odwagi się ujawnić - odparł.
- Dostałem w spadku pewną liczbę agentów i ich prowadziłem. Gdybym ja tego nie zrobił, to zrobiliby inni. Taka służba - uciął rozmowę były "opiekun" Filoska z SB.