Od kilku lat przed feriami mam ten sam problem: jaki krem na zimowy wyjazd kupić dziecku, by chronił za dnia, a nocą pielęgnował. I czy wystarczy jeden, czy też trzeba będzie kupić ich kilka? Do sklepu wchodzę z mocnym postanowieniem: kupię tylko to, co naprawdę potrzebne. Stanowczości wystarcza mi na jakieś trzy minuty, potem pękam, bombardowana dobrymi radami ekspedientek. Efekt? Wakacyjna kosmetyczka mojej córki jest dwa razy grubsza od mojej. W tym roku dylemat się podwoił, bo doszedł jeszcze jeden mały członek rodziny. Półroczna kobieta także potrzebuje pielęgnacji, w dodatku innej niż jej starsza siostra.
Z doświadczenia wiem, że zimą nie ma sensu wychodzić z dzieckiem na dwór bez ochronnych kremów na mróz, wiatr i słońce. Bo zwłaszcza w górach może się to skończyć gorączkowym poszukiwaniem dobrego pediatry. Po godzinie na śniegu, który przecież odbija promienie słoneczne, buzia dziecka zrobi się spierzchnięta i zaczerwieniona. Wieczorem piecze, a maluch może być niespokojny, a nawet dostać temperatury, tak jak przy poparzeniu słonecznym. Jest jeszcze coś: skóra ma specyficzną "pamięć" i szkody spowodowane przez słońce w okresie dzieciństwa kumulują się w niej, dając o sobie znać później w postaci pieprzyków i znamion. Dermatolodzy obliczyli, że w pierwszych 18 latach życia skóra absorbuje blisko połowę promieniowania słonecznego, jakie jest w stanie pochłonąć w ciągu całego życia. Choćby dlatego warto dokładnie wysmarować malucha.
Sposób pielęgnacji zawsze dostosuj do tego, co zamierzasz robić. Tłusty krem Nivea albo inny zimowy krem ochronny wystarczy na krótki spacer po mieście. Ale jeśli nie ma filtra, będzie za słaby na śnieg, zwłaszcza jeśli kochacie sporty zimowe. W ubiegłym roku moja pięciolatka zaczęła jeździć na nartach. Oczywiście natychmiast kupiłam w aptece krem z wysokim filtrem (SPF 50) i smarowałam nim buzię dziecka. Góralka, u której nocowaliśmy, poradziła, by przed wyjściem posmarować ją jeszcze wazeliną, która dodatkowo ochroni skórę przed mrozem. Nie tylko policzki, czoło i nos, ale także usta, bo zwykła pomadka ochronna to za mało, jeśli planujesz dłuższy pobyt na śniegu. Sposób się sprawdził do tego stopnia, że wazeliną zaczął smarować się także mój mąż z zasady przeciwny nakładaniu czegokolwiek na twarz. Wieczorem po kąpieli smarowałam dziecku buzię mleczkiem albo kremem nawilżającym, bo delikatna skóra nie lubi zmian temperatur, a córka narzekała, że buzia się napina.
A co z maluchem, który ferie spędzi w wózku, a w najlepszym razie - w nosidle zawieszonym na ramionach mamy? Tu już tak prosto nie będzie, bo skóra niemowlaka jest delikatniejsza, a przez to dużo bardziej wrażliwa. I nie zawsze pasują jej kremy doskonałe dla starszej pociechy. Zwłaszcza te z filtrami chemicznymi, które mogą uczulać. Nauczona doświadczeniem w postaci alergicznej wysypki, kosmetyki na wyjazd z maluchem kupuję przynajmniej dwa tygodnie wcześniej i po kolei testuję. Bez względu na ilość czasu spędzonego na dworze niemowlaka najlepiej jest pielęgnować tak, jak ubierać: na cebulkę. Najpierw krem z filtrem - minimum to 30, ideałem jest filtr z faktorem 50. Nakładaj go przynajmniej pół godziny przed wyjściem na dwór po to, by zdążył się wchłonąć. Tuż przed spacerem posmaruj dziecku buzię kremem ochronnym na mróz, także dopasowanym do wieku. Usta zabezpiecz wazeliną albo pomadką dla dzieci. I jeszcze ważna uwaga: nie powinnaś otulać dziecku ust szalikiem, bo zbierająca się na skórze i tkaninie para wodna szybko zamarza. Dorosłemu nic się nie stanie, ale maluchowi mogą odmrozić się okolice warg.