- Berlinale było dla nas zawsze ważnym festiwalem - mówił Wajda na konferencji prasowej. - Kiedy Wschód i Zachód były podzielone murem, Berlin Zachodni był skrawkiem wolnego świata leżącym najbliżej Warszawy. Tutaj robił swój teatr Peter Stein, tu mieszkali Guenter Grass i Volker Schlöndorff - nasi przyjaciele, którzy myśleli o sztuce podobnie jak my. I nam, mimo że byliśmy krajem pozbawionym demokratycznych swobód i podporządkowanym dyrektywom Moskwy, udawało się robić kino, które wywoływało narodową dyskusję. Wierzę, że nie zmarnowałem życia, skoro mogły powstać takie filmy, jak "Kanał" i "Popiół i diament", a później "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza".
Najwięcej pytań dotyczyło projektu filmu o Katyniu. - Na realizację tego filmu czekam najdłużej. Zdjęcia zacznę w tym roku. Nie można go było zrobić do momentu, kiedy Gorbaczow przywiózł do Polski i wręczył Lechowi Wałęsie dokumenty potwierdzające, że zbrodnię katyńską popełniło NKWD. Potem szukałem materiału literackiego, który mógłby być podstawą filmu. Nie znalazłem. Zdecydowałem się na oryginalny scenariusz.
Andrzej Wajda dla "Gazety": - Będzie to film nie tylko o zbrodni katyńskiej, ale o podtrzymywanym przez lata powojenne kłamstwie. O czekaniu. Tam zginął mój ojciec... Chcę zrobić film, który będzie rozgrywał się w naszym domu. O tym, jak znajdujemy wraz z matką na liście ofiar nazwisko ojca, ale z innym imieniem. O tym, jak po wojnie na niego czekamy. Jak władza nie dopuszcza żadnej interpretacji poza oficjalną, kłamliwą. I jak z tego powodu aresztowani są ludzie. Katyń to część mojego życia i o tym będzie ten film.