Raport Rady Etyki Mediów. Rada karci dziennikarzy

Rada Etyki Mediów przedstawiła wczoraj swój raport za 2005 r. Wynika z niego, że po dziesięciu latach działalności REM stała się biurem skarg na dziennikarzy

- Najwięcej skarg na media dotyczy braku kultury, wrażliwości, wiedzy i profesjonalizmu dziennikarzy - mówił wczoraj wiceprzewodniczący REM Maciej Iłowiecki. - Są też przykłady dawania fałszywego świadectwa bez próby naprawienia zła, manipulacji informacją, podawania półprawd. Najrzadziej zdarzają się w mediach oczywiste kłamstwa.

Mało mediów w Radzie Mediów

REM jest ciałem powołanym przez Konferencję Mediów Polskich. W skład Konferencji wchodzą przedstawiciele stowarzyszeń dziennikarskich, prezes Izby Wydawców Prasy, przedstawiciel Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych i krajowy duszpasterz środowisk twórczych. Media wchodzące w skład Konferencji to publiczna telewizja, radio i PAP. Z nadawców prywatnych jest jedynie Polsat.

W pracach Konferencji, a więc i Rady, nie bierze udziału żaden wydawca prywatny, koncern medialny czy rozgłośnia radiowa. Członkowie Rady argumentują, że w Konferencji jest związek wydawców prasy i izby producentów audiowizualnych zrzeszające większość mediów.

Kto rządzi Radą?

W skład Rady wchodzi dziesięć osób. Przewodniczącą jest Magdalena Bajer, emerytowana dziennikarka radiowa i prasowa aktywna w latach 1960-1991. Najbardziej znani członkowie REM to Tadeusz Fredro-Boniecki - wyrzucony z radia publicznego w stanie wojennym, autor książki "Zwycięstwo księdza Jerzego" - i Maciej Iłowiecki - dziennikarz i pisarz, w stanie wojennym wiceprzewodniczący podziemnego SDP. Pozostali członkowie Rady to medioznawcy i pracownicy PAP, publicznego radia i telewizji.

Ostatni numer tygodnika "Polityka" przypomina pierwszy skład REM powołanej w 1996 r. Były tam takie nazwiska jak Jerzy Turowicz, Krzysztof Piesiewicz czy Józefa Hennelowa. "Z czasem kolejne składy Rady były krytykowane za wybiórcze traktowanie problemów branży (np. omijanie problemu tzw. mowy nienawiści, czyli akcentów antysemickich i rasistowskich w środkach przekazu) oraz faktyczne upolitycznienie i krytykowanie tylko niektórych nadawców. Przez pewien czas tematem tabu były dla Rady "Nasz Dziennik" i "Radio Maryja"" - zauważa "Polityka". I przypomina: "Konferencja mediów polskich była reakcją na pojawiające się wśród polityków pomysły stworzenia instytucji nadzorujących media, lecz działających pod egidą władzy".

Rada skarg na media

Gdy dziesięć lat temu powstawała REM, jej założyciele pisali: "Rada nie będzie trybunałem prasowym czy sądem koleżeńskim oceniającym dziennikarzy. Chce wydawać opinie raczej dotyczące zjawisk niż osób". Jednak z przedstawionego wczoraj raportu wynika, że dzisiaj głównym przedmiotem działalności REM jest ocena pracy dziennikarzy, na których w ub. roku wpłynęło prawie 200 skarg.

Helena Kowalik z Rady mówiła wczoraj, że z prośbą o interwencję zwracają się ludzie "od wójta do ministra". I właśnie dla "ofiar mediów" REM jest autorytetem: "Zyskaliśmy (...) spory autorytet, zwłaszcza wśród odbiorców medialnych przekazów, którzy coraz częściej i liczniej szukają u nas pomocy, jeżeli (...) czują się przez media pokrzywdzeni" - czytamy w raporcie.

Interwencje REM spotkały się kilka razy z krytycznymi reakcjami dziennikarzy, którzy zwracali uwagę, że Rada, wydając potępiające ich komunikaty, nie pytała ich o zdanie, łamiąc zasadę wysłuchania drugiej strony. Magdalena Bajer, odpowiadając wczoraj na te zarzuty, obiecała, że w przyszłości Rada będzie wysłuchiwać stanowiska krytykowanych dziennikarzy.

Za co Rada krytykuje?

W podsumowaniu 2005 r. Rada krytykuje odbywającą się na łamach mediów dziką lustrację opartą na dokumentach z archiwów IPN. "Dziennikarze (...) to, co przeczytali w teczkach IPN, traktowali jako oczywistą prawdę, niewymagającą dalszego weryfikowania" - czytamy w raporcie. Podano takie przykłady dzikiej lustracji na łamach "Przeglądu Konińskiego" i "Dziennika Bałtyckiego".

REM bardzo krytycznie odniosła się też do przedstawiania tragedii ofiar tsunami z początku 2005 r. "Media polskie (...) w mniej lub bardziej drastyczny sposób bulwersowały odbiorców widokami nagich zwłok, deformacji wywołanej rozkładem, pokazywanych z bliska twarzy zmarłych, również dzieci" - zauważa się w raporcie.

Dokument podaje też kilkanaście przypadków nieprawidłowości i wpadek w mediach. Na koniec zwraca uwagę na niebezpieczeństwo bliskich kontaktów dziennikarzy z pracownikami branży PR, z których wielu jest byłymi dziennikarzami. Krytykuje też dziennikarzy, którzy domagają się prawa do łączenia pracy w zawodzie z funkcjami rzeczników prasowych lub urzędników instytucji, które opisują.