Gra o pomarańczowej rewolucji

Pomarańczowa rewolucja jest najgorętszym towarem eksportowym Ukrainy. Po politykach i dziennikarzach zainteresowali się nią... twórcy gier planszowych. I to w Polsce! Gra ?Pomarańczowa rewolucja? może trafić do sprzedaży już za pół roku

Pomarańczowa rewolucja dotyczyła nie tylko Ukrainy, bo była ogromnym zjawiskiem geopolitycznym. I dlatego jest zrozumiałe, że ludzie nie chcą o niej zapomnieć. To była fajna rzecz! - mówi Wołodymyr Filenko, który w czasie pomarańczowej rewolucji pracował w sztabie Wiktora Juszczenki, a teraz jest deputowanym do Rady Najwyższej Ukrainy.

Polacy też przeżywali to, co się działo w Kijowie. Jedni czytali o tym w gazetach, inni z pomarańczowymi balonikami i taśmami szli pod ukraińskie placówki dyplomatyczne, skandując: "Juszczenko, Juszczenko!". Byli też tacy, którzy wybrali się do Kijowa, by wspierać zwolenników obecnego prezydenta Ukrainy na Majdanie Niepodległości. A Krzysztof Dytczak, 27-letni kurator sądowy z Warszawy i pasjonat gier, zaczął wtedy projektować grę planszową "Pomarańczowa rewolucja".

- Szalenie mi się podoba ta tematyka. Niby dlaczego tylko producenci filmów i wydawcy książek mogą szybko reagować na wydarzenia? - mówi Artur Jedliński, redaktor naczelny portalu Gry-planszowe.pl.

Nie dopuścić do przemocy

- Pomysł na grę narodził się ponad rok temu, gdy walka wyborcza na Ukrainie jeszcze trwała. Żyłem tym i codziennie siedziałem przed telewizorem - opowiada Dytczak. - Było to tym bardziej ważne, że zaangażowali się w nią Polacy. Kiedy na Majdanie pojawił się Lech Wałęsa, zauważyłem, że temat stał się jeszcze bardziej popularny w moim środowisku - dodaje autor gry.

Przez pierwszą połowę ubiegłego roku testował grę wraz ze znajomymi i wielokrotnie ją poprawiał. We wrześniu przedstawił "Pomarańczową rewolucję" na zjeździe miłośników gier strategicznych w Lublinie. - Początkowo nie bardzo wiedzieli, co to jest. Znali te wydarzenia tylko z mediów, a emocje zdążyły już opaść. Ale gdy zagrali, szybko zmienili zdanie - mówi Krzysztof Dytczak.

Gra nie odtwarza wiernie wydarzeń na Ukrainie, ale pokazuje możliwości, które otwierały się przed ich uczestnikami. Dwaj lub czterej gracze rywalizują, zdobywając poparcie społeczne w poszczególnych regionach kraju lub przejmując nad nimi kontrolę administracyjną dokładnie, tak jak robiły to obozy Juszczenki i Janukowycza. Potem w dowolnym z regionów może dojść do konfrontacji. Można użyć siły. "Pamiętać jednak należy, że moralnym przegranym jest ta strona, która jako pierwsza zdecyduje się na rozwiązanie siłowe, walcząc o kontrolę w okręgach, i doprowadzi do rozlewu krwi" - czytamy w instrukcji.

To może być hit

Do wydania gry przymierza się Los Diablos Polacos. Za tą nazwą kryje się dział wydawniczy niewielkiej agencji reklamowej Nastawnia z Warszawy. "Pomarańczowa rewolucja" jest jego pierwszym projektem, dlatego firma jest ostrożna. - Zbieramy zamówienia na naszej stronie internetowej i chcemy zebrać ich co najmniej 250. Gdy będzie 80, zaczniemy się przygotowywać do produkcji - mówi Jarosław Andruszkiewicz, dyrektor generalny Nastawni. "Pomarańczowa rewolucja" może się ukazać najwcześniej w połowie roku, a najpóźniej na Gwiazdkę. Ma kosztować od ok. 60 zł (przez internet) do ok. 80 zł (w sklepie).

Jednak od pomarańczowego zrywu Ukraińców minęło już sporo czasu, a jego bohaterowie ugrzęźli w sporach politycznych. Czy to nie przekreśli szans na powodzenie tej gry? - Moi przyjaciele żartują, że wkrótce będę musiał wymyślić grę pod tytułem "Niebieska kontrrewolucja" - śmieje się autor. - A mówiąc poważnie, ryzyko jest zawsze. Ale swoją grą chciałem też upamiętnić te wydarzenia - mówi autor i dodaje, że swój produkt kieruje przede wszystkim do młodzieży i studentów. Wydawca twierdzi, że nie ma takich obaw. - "Pomarańczowa rewolucja" jest umiarkowanie polityczna. To jest gra przede wszystkim towarzyska. Przecież w USA do tej pory sprzedają się gry o zimnej wojnie - mówi Jarosław Andruszkiewicz.

- Z reguły takie rzeczy mają swoją falę zainteresowania, po której przychodzi koniec. Ale może z tego wyjść niezły hit - mówi Piotr Kątnik, właściciel największego w Polsce sklepu internetowego z grami planszowymi.

Wybory gonią wybory

Jeden z testowych egzemplarzy "Pomarańczowej rewolucji" autor przekazał do Kijowa, ale na razie nie dostał żadnych recenzji. - Mieliśmy już gry komputerowe o pomarańczowej rewolucji, ale gier planszowych jeszcze nie. Nie widziałem tej gry, ale warto pamiętać, że głównym bohaterem pomarańczowej rewolucji był naród, a nie Juszczenko czy Janukowycz - uśmiecha się Wołodymyr Filenko. - Podoba mi się, że w Polsce powstaje taka gra, bo byłem uczestnikiem tych wydarzeń. Mam nadzieję, że w "Pomarańczową rewolucję" nie gra się na pieniądze - dodaje polityk.

Polscy twórcy gier planszowych już nie pierwszy raz reagują na bieżące wydarzenia polityczne. Krakowska Grupa Kreatywna wzięła na celownik maraton wyborczy w Polsce i na jesieni zeszłego roku wydała grę "Zostań Prezydentem - Wybory 2005". - Najlepszy okres dla tej gry już minął. Choć nie wzbudziła tak dużego zainteresowania, na jakie liczyliśmy, to nie dopłaciliśmy do niej - mówi Marcin Tomczyk z KGK. Firma nie ujawnia danych o sprzedaży swojej gry.