Nową strategię ogłosił uroczyście szef chińskiej dyplomacji Li Zhaoxing, który, podróżując po Afryce, w niedzielę odwiedził stolicę Mali Bamako. W zamian za dostęp do przebogatych złóż surowców Chiny obiecują otworzyć rynek dla afrykańskich towarów, znosząc cła, oraz pomagać Afryce pieniędzmi, technologiami i bronią. Dobrodziejstwa te nie będą dotyczyć państw utrzymujących stosunki dyplomatyczne z Tajwanem. Licząc na hojność Pekinu, kraje afrykańskie jeden po drugim zrywają z Tajwanem. Podczas wizyty ministra Li w Dakarze to właśnie uczynił Senegal. W ten sposób spośród państw Afryki Zachodniej sojusznikami Tajwanu pozostały już tylko biedne Gambia i Burkina Faso.
Chińczycy, którzy zawsze gorliwie podkreślali swój dystans do globalnej rywalizacji Wschodu i Zachodu, a będąc ekonomiczną potęgą, w gospodarczej konfrontacji między bogatą Północą i biednym Południem solidaryzowali się ostentacyjnie z Południem, nazywają swoją strategię współpracą Południa z Południem.
Minister Li tak ułożył trasę swojej afrykańskiej podróży, by wiodła ona przez kraje, które już dziś zaliczają się do największych na świecie producentów ropy (Nigeria, Libia), i takie, w których geolodzy właśnie szukają ropy (Senegal, Mali). Już dziś jedna trzecia sprowadzanej przez Pekin ropy pochodzi właśnie z Afryki. Poza Nigerią i Libią Chińczycy dbają o przyjaźń z innymi tamtejszymi naftowymi potentatami - Algierią, Gabonem, Angolą, Gwineą Równikową, Sudanem.
Złoża naftowe i kopalnie minerałów Chińczycy zdobywają hojnymi pożyczkami (podczas podróży minister Li udzielił kredytów wszystkim swoim gospodarzom), a także ostentacyjnym brakiem zainteresowania dla sytuacji politycznej afrykańskich partnerów oraz życzliwością dla wszystkich bez wyjątku afrykańskich przywódców, także tych, którzy uważani są za brutalnych tyranów. Do przyjaciół Pekinu zaliczają się m.in. Robert Mugabe z Zimbabwe oraz dyktator Omar al Baszir z Sudanu, którego Chińczycy w Radzie Bezpieczeństwa NZ skutecznie bronią przed sankcjami. Obrońcy praw człowieka twierdzą, że Chińczycy sabotują w ten sposób wszelkie próby naprawy Afryki i przyczyniają się do umocnienia rządów kacyków traktujących swoje państwa jak własne folwarki.
Chiny odrzucają te oskarżenia. Przed podróżą Li do Afryki jego zastępca Lu Guozheng podkreślał, że Chiny są wierne swojej odwiecznej zasadzie niewtrącania się w cudze sprawy .
Głównym konkurentem Chin w walce o afrykańskie surowce, przede wszystkim ropę, są USA. Komentując chińską ofensywę w Afryce, zastępca sekretarza stanu USA ds. Afryki Jendayi Frazer oznajmił, że nie zagraża ona amerykańskim interesom, ale zauważył uszczypliwie, że dobrze by było, gdyby, rozprawiając o chęci współpracy z Afryką, Chińczycy inwestowali pieniądze także w cokolwiek innego niż ropa. Zachodni ekonomiści podkreślają zaś iluzoryczność złożonej przez Chiny obietnicy otwarcia swojego rynku dla towarów z Afryki. Właśnie tanie chińskie towary zalewają afrykańskie sklepy i bazary, uśmiercając tamtejsze manufaktury.