Ameryka ma długą tradycję pisania pamiętników przez zwykłych szarych żołnierzy. Wydany jeszcze podczas II wojny światowej "Guadalcanal Diary" Richarda Tregaskisa opowiadał o dramatycznej bitwie na wyspie na Pacyfiku nie z punktu widzenia admirała czy historyka, lecz żołnierza z pierwszej linii walk.
Wojna w Wietnamie przyniosła oczywiście całą górę pamiętników pisanych przez żołnierzy z gwiazdkami na pagonach i bez nich, a także fenomenalnych książek napisanych przez towarzyszących im reporterów. "Byliśmy żołnierzami" pułkownika Harolda Moore'a i reportera Josepha Gallowaya to tylko jeden z lepszych przykładów tamtej fali pamiętników (książka znana jest w Polsce z jej filmowej wersji z Melem Gibsonem w roli pułkownika Moore'a).
Inwazja na Irak otworzyła jednak niewidzialną tamę i rynek księgarski w USA został wręcz zalany pisanymi na gorąco pamiętnikami i reportażami dotyczącymi podboju i okupacji kraju Saddama. Jak świeże bułeczki sprzedają się "Ambush Alley" o operacji zdobycia przez piechotę morską dwóch mostów w Nasirii czy "No True Glory" o bitwie o Falludżę.
Co ciekawe, autorzy książek o Iraku w większości wcale nie nienawidzą armii i nie opisują swej służby jako piekła. Być może dlatego, że wojna w Wietnamie była ostatnią, w której młodzi Amerykanie musieli brać udział nie z własnej woli. Każdy żołnierz, którzy patroluje dziś ulice Bagdadu, podpisał zawodowy kontrakt z armią. Wielu co prawda nie sądziło, że zaciągając się, trafi kiedykolwiek na front, ale to już zupełnie inna historia.
Starszy szeregowy Anthony Swofford miał 20 lat, gdy podpisał swój kontrakt z piechotą morską. I od razu wiedział, że popełnił największą pomyłkę swego życia. Baza marines, gdzie miał przejść kurs zabijania, pełna była bowiem neurotyków, ludzi niespełna rozumu i zwykłych psychopatów.
Sierżant nie tylko na niego krzyczał i go przeklinał, ale także ciężko go pobił. Towarzysze broni go prześladowali, ale i on pomagał im prześladować kolejnych rekrutów. Uczył się, jak nie tylko nie rozczulać się nad życiem wroga, ale jak cieszyć się z tego, że owe życie właśnie udało mu się przerwać.
Piechota morska jest słusznie uważana w USA za elitarną część sił zbrojnych. Zawsze pierwsza, zawsze rzucana w najbardziej gorącą część frontu. To marines odbijali wyspy na Pacyfiku z rąk gotowych umrzeć za cesarza Japończyków, odpierali ataki koreańskich fanatyków, wojowali z Wietkongiem, wreszcie rozbili iracką Gwardię Republikańską.
Swofford trafił do zwiadowców marines, co oznacza, że był elitą wśród marines. A wśród zwiadowców został snajperem, czyli elitą w śmietance elity. A potem Saddam zaatakował Kuwejt.
Czytając książkę Swofforda czy oglądając obecny właśnie na naszych ekranach film na niej oparty, skojarzenia z "Full Metal Jacket" nasuwają się same. Film Kubricka też powstał na podstawie książki, ale była to powieść byłego korespondenta wojennego. Kubrick pokazał nam swoją wizję armii i wojny, na którą musieli pojechać chłopcy, którzy nigdy w życiu nie chcieli trzymać karabinu w ręku.
Żołnierze z plutonu Swofforda to już zupełnie inne pokolenie. Dla nich "Czas Apokalipsy" to nie film antywojenny, lecz pochwała zabijania. Niektórych irytuje, że znowu słuchają Doorsów ("To muzyka wojny w Wietnamie, my powinniśmy mieć własną!"), ale "Riders on the Storm" to dla nich pieśń zagrzewająca do boju.
W "Jarhead" nie ma jednak scen bitew - największa dzieje się na ekranie polowego kina, na którym wyświetlany jest "Czas Apokalipsy". Sierżant (którego w filmie świetnie gra Jamie Foxx) nie ginie z ręki doprowadzonego do obłędu żołnierza, lecz otacza swych podwładnych ojcowską opieką i przeprowadza ich bez uszczerbku przez piekło wojny.
No, może z tym piekłem to przesada. W 1991 r. Swofford odbija Kuwejt z rąk Saddama bez jednego strzału. Jego oddział bierze bowiem udział w ofensywie, ale Swofford i jego towarzysze broni nie mają okazji do zabicia ani jednego Irakijczyka. I bardzo ich to wkurza.
Ta książka i film więcej powiedziały mi o tym, co przeżywają dziś żołnierze w Iraku, niż wszystkie reportaże telewizyjne z Bagdadu i Karbali razem wzięte. Może i wśród polskich żołnierzy znajdzie się jeden, który będzie potrafił uczciwie, bez hurraprzesady i bez niepotrzebnej frustracji opowiedzieć nam o tym, co przeżył na irackiej pustyni.
Jarhead
reż. Sam Mendes
USA, 2005
Jarhead
Anthony Swafford
wyd. Sonia Draga, Katowice