Tajemniczy nocny gość u Zbigniewa Ziobro

Czy to był włamywacz? Paparazzi? Warszawska prokuratura bada czy, a jeśli to - dlaczego? - ktoś nieproszony złożył w lipcową noc wizytę w mieszkaniu ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, wówczas posła PiS

Sprawa jest przez naszych rozmówców z prokuratury przedstawiana tak: W drugiej połowie lipca w mieszkaniu starszej pani w kamienicy na MDM-ie w Warszawie, sąsiadki posła Ziobro, pojawił się obcy mężczyzna. Ktoś prawdopodobnie pojawił się także w mieszkaniu posła. W każdym razie poseł usłyszał jakieś podejrzane szmery, a gdy wszedł do pokoju, za otwartym oknem zobaczył już tylko cień. Ktoś zniknął. Czy to możliwe? Sąsiadka pana posła wystraszona zawiadomiła policję. Ta sporządziła notatkę służbową. I tyle.

Do czasu. Pewnego październikowego dnia śródmiejska prokuratura dostała polecenie objęcia policyjnego dochodzenia nadzorem. Ale dochodzenia nie było, bo policja zlekceważyła relacje starszej kobiety. Powstała panika. Prokuratura błąd nadrobiła i 27 października wszczęte zostało dochodzenie.

Sylwetka na gzymsie

Minister przedstawia nieco inną wersję wydarzeń: - Nie chcę wychodzić na wariata czy człowieka przewrażliwionego na punkcie własnego bezpieczeństwa, ale byłem zmuszony zgłosić tę sprawę w prokuraturze - powiedział "Gazecie" Zbigniew Ziobro.

Według jego relacji na przełomie lipca i sierpnia gościł u niego brat. - Brat jest bardzo do mnie podobny. Około pierwszej w nocy wsiadł w mój samochód i pojechał do sklepu. Zostałem w domu sam. Po paru minutach usłyszałem w przedpokoju i w pokoju obok jakieś kroki. Krzyknąłem: "Kto tam?", rozległ się hałas, osoba, która weszła do mieszkania, uciekła.

Ziobro przypuszcza, że włamywacz pomylił go z bratem i sądził, że mieszkanie jest puste. Twierdzi, że zlekceważyłby sprawę, gdyby nie wydarzenia z następnego dnia. Najpierw jeden z sąsiadów powiedział mu, że na gzymsie widział sylwetkę człowieka, który szedł w stronę okna mieszkania Ziobro. Potem dowiedział się, że nieproszonego gościa, którego również udało się spłoszyć, miała również jego sąsiadka - starsza kobieta.

- Przekazano mi tę informację z uwagą, że pewnie włamywacz pomylił mieszkania, bo chciał wejść do mnie. Poszedłem do sąsiadki, żeby spytać jak się czuje. Była roztrzęsiona. Opowiedziała mi, że sprawę zgłosiła na policję, ale ją zlekceważono. Postanowiłem jej pomóc i też zgłosić, że ktoś wszedł do mnie. Gdyby nie było sprawy tej pani, pewnie nie zgłosiłbym się do prokuratury - relacjonuje Ziobro.

Jego zdaniem policja rzeczywiście zlekceważyła kobietę. - Powinni zbadać ślady, wziąć dom pod obserwację, przynajmniej ostrzec mieszkańców, że dzieje się coś niepokojącego.

Pod nadzorem

- Toczy się sprawa o naruszenie miru domowego na szkodę użytkowników dwóch mieszkań, w tym posła Zbigniewa Ziobro - informuje nas szef śródmiejskiej Prokuratury Rejonowej w Warszawie Piotr Woźniak. - Istnieje podejrzenie, że NN (w prokuratorskim slangu nieznana) osoba dostać się mogła do mieszkań po gzymsie.

- W związku z tym, że z mieszkań tych nic nie zginęło, nie nosiły śladów plądrowania oraz brak jest dokonania oceny zamiaru sprawy, bo sprawca nie jest znany, przyjęto kwalifikację z art. 193 kodeksu karnego - wyjaśnia prok. Woźniak. "Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu (...) podlega grzywnie, karze pozbawienia wolności, albo ograniczenia wolności do roku" - czytamy.

Reszta jest zagadką. Czy to był włamywacz? Paparazzi? Zamachowiec? - Nie wiemy kto, dlaczego, po co, w jakim celu się tam pojawił - mówi prokurator rejonowy Woźniak.

Sprawa jest nie tylko w jego nadzorze. Kontrolują postępy w dochodzeniu także instancje zwierzchnie.

Nocnym gościem Twoim zdaniem był: